Nadmucham sobie usta bo mi smutno w życiu.
Wczorajszy
wieczór spędziłam gadając. Dawna przyjaciółka napisała tak po prostu, bo się stęskniła.
Byłyśmy konkretnie pokłócone, sama nie pamiętam już o co dokładnie. Nic tak nie
jednoczy jak rozmowy o facetach, miłościach i dylematach sercowych. Znałam ją
jako dziewczynę z obsesją na punkcie swojego wyglądu, obsesją na punkcie
faceta i obsesją na punkcie zdrowego
jedzenia. Trzy w jednym, jak 3bit. Faceta się pozbyła (a raczej on jej), fobia jezdniowa
nieco ucichła a ta na punkcie wyglądu wydaje się nie mieć końca. Nigdy nie
należałam do grupy osób namiętnie krytykującej tych, którzy ingerują w swoje
ciało, nawet w kwestii powiększania biustu co społecznie krytykujemy chętniej
niż Justina Biebera. Jednak wczorajszy
wieczór uświadomił mi, że kompleksy rodzą się w głowie a nie w dodatkowych
kilogramach czy krzywych zębach. Piersi miała konkretnie słabe, więc je
zmieniła, teraz są takie, że sama gapiłam się na nie cały wieczór. Mówi, że
świetnie się ze sobą czuje, lubi swoje odbicie i częściej się śmieje. I chyba o
to w tym chodzi. Jak czegoś w sobie nie lubisz to możesz to zmienić, tak to
działa. Jedyną smutną rzeczą jaką zarejestrowałam jest fakt, że doszukiwanie
się w sobie kolejnych niedoskonałości i namiętne porównywanie się do gwiazd z
Instagrama wciąż przemieszcza się po równi pochyłej. Czy przychodzi taki
moment, kiedy mówisz sobie `okej, teraz jestem super, mega się sobie podobam?`.
Czy raczej im bardziej nad sobą pracujesz tym więcej niedoskonałości widzisz?
Gdy chodzisz na siłownię albo jesteś na diecie to jest taki moment, gdzie masz
ochotę sam sobie przybić pione? Z doświadczenia wiem, że nie. W pułapkę wpaść
bardzo łatwo. I to nawet nie chodzi o to, że powoli zaczynasz przypominać
ufoludka czy kulturystę, chodzi o to, że to na maksa złe dla Twojej psychiki.
Żadna obsesja nie jest zdrowa. Facet w końcu odejdzie, bo się zmęczy tym
oblężeniem, wybieranie zdrowych produktów stanie się punktem w planie dnia,
opalenizna będzie za jasna a brzuch niewystarczająco płaski. Jak więc o siebie
dbać, żeby nie dać się zwariować? Tu pojawi się magiczne słówko UMIAR. Ale
jesteśmy ludźmi, nie znamy umiaru, lubimy na maksa, za bardzo, na całego, NA
PEŁNEJ. Nie ma konkluzji, przestrogi, ani mądrego słówka na koniec. Tak po
prostu, o tym, że lubimy sobie przeginać.
Ostatnie zdjęcia ze słonecznej Portugalii, od dziś nadajemy już prosto z kraju.