Jeśli jesteś perfekcyjna to nie mów do mnie.

Jeśli jesteś perfekcyjna to nie mów do mnie.

Mówi się, że kobiety są skomplikowane. Wcale nie są. Marzenie każdej z nas jest takie samo: BYĆ IDEALNĄ. Gorzej z receptą. A ta idealna to jaka? No, że ma super ciało (choć nie spędza całych dni na siłowni!), je najpyszniejsze potrawy z różnych zakątków świata i chwali się tym w internetach (i nie tyje!), nosi markowe, drogie ubrania (ale nie musi ciężko pracować, żeby na nie zarobić!), ma idealnego faceta, który ze wszystkim jej dogadza (i wcale nie związała się z nim dla pieniędzy!), cieszy się powodzeniem wśród facetów (choć jest honorowa i nigdy nie zdradziła swojego!), ma lekką, przyjemną, twórczą pracę (i wcale nie musiała jej szukać), nigdy się nie kłóci (a jeśli nawet to wina nigdy nie leży po jej stronie!). Jeśli jesteś facetem i kiedykolwiek zastanawiałeś się czego chce Twoja dziewczyna to właśnie tego: BYĆ IDEALNĄ. Jak dobrze, że ta PERFEKCJA nie istnieje, inaczej ja i moje roztargnienie musiałybyśmy zmienić planetę zamieszkania. Miałam kiedyś znajomą, która wpędzała mnie w kompleksy tym, że była taka rozsądna, poukładana, życie podsuwało jej pod nos ekstra opcje a ona jedynie łaskawie po nie sięgała. Pamiętam, że poznałam ją w wakacje 2010 roku. Ona miała milion umiejętności, studiowała na najlepszej uczelni, jej chłopak za nią szalał, miała piękne włosy i była dużo wyższa ode mnie. Zawsze mądrze prawiła, nigdy nie poplamiła bluzki i nie przeklinała. Była IDEALNA (ale jaka wkur.iająca). Radość nieopisana ogarnęła moje serce w dniu, w którym dowiedziałam się, że jej więcej nie muszę oglądać. Z jednej strony chcemy być idealne a z drugiej nienawidzimy takich osób, bo są niesamowicie irytujące, oderwane od rzeczywistości, wywołują w nas poczucie mniejszości i sprawiają, że czujemy się źle. Dlaczego chcemy być kimś kogo same tak naprawę nienawidzimy? Cóż, jesteśmy kobietami. Nasze wybory nigdy nie są proste (;

Napisała: Pati.
Zdjęcia: Pati.
Na zdjęciach: Marsi.

Bajka przez telefon. Na placu lizbońskim, pewnego razu.

Bajka przez telefon. Na placu lizbońskim, pewnego razu.

O tym, że związki zmieniają ludzi wiem nie od dawna. Zaangażowanie się w druga osobę rzadko pozostawia Twój charakter obojętnym. Możemy więc piąć się w górę bo ktoś nas czyni lepszym, albo stać się mentalnym wrakiem i cieniem własnej osoby. Oba przypadki przeżyłam osobiście, oba uważam za ciekawe doświadczenie, pierwszy polecam, przed drugim wystrzegam. Dziś opowiem anegdotkę zasłyszaną podczas zgromadzenia na głównym placu lizbońskiej ludności podczas sobotniego meczu.
Była sobie para, właściwie to nadal jest. Poznali się dość dawno, są razem od roku. Ona przed związkiem? Niska, filigranowa dziewczyna z zabawnym poczuciem humoru i długimi ciemnymi włosami. On- wysoki, dobrze zbudowany, niepokonany w pokera, pasjonat kuchni indyjskiej. Rok później staje przede mną ten sam pasjonat kuchni, z tym, że bez śladu mięśnia, w pogiętej koszuli z wymęczona cerą. Ni stad ni zowąd zaczyna opowiadać o tym jak to razem z Klaudią wynajmują mieszkanie, ona pracuje w jakiejś drogerii, on zajmuje się tłumaczeniami. W wolnych chwilach kłócą się i wypominają dawne sympatie sprzed lat. Klaudia za każdym razem wspomina gorącą blondynkę, z którą on pięć miesięcy temu całował się po pijaku w pobliskim klubie oraz sąsiadkę z naprzeciwka, którą podobno on pożera wzrokiem gdy mijają się na klatce. On ma jej za złe, że za dużo przytyła i ciągle marudzi. Kłócą się o rozlane mleko w lodówce, niezgaszone światło, bałagan w szafie, brudne talerze w zlewie. Dwie połowy meczu słuchałam o cudzym związku i prawdę mówiąc ciekawiło mnie to bardziej niż to, co widziałam na telebimach. A teraz wisienka na torcie tej całej opowieści: ostatnio zorganizowali domówkę, zaprosili skromną grupę znajomych, pili bez okazji, jedli chipsy i pizzę. Podobno atmosferka sprzyjała,wszyscy dobrze się bawili, do czasu aż totalnie pijana Klaudia wpadła na pomysł, że zapuka do drzwi ich sąsiadki prosząc, aby ta zakładała mniej skąpy strój gdy idzie rano biegać po parku. I zrobiła to dodając "wiem, ze robisz to tylko po to, żeby Michał się na ciebie gapił".
Nie odezwałam się ani razu, pozwoliłam mu mówić. Zadałam tylko jedno, kluczowe pytanie. To po co Wy razem jesteście? BO SIĘ KOCHAMY.
Jeśli tak wygląda miłość to już wiem dlaczego jestem sama.
Bez puenty i zbędnych komentarzy pozostawiam Was z moja opowieścią, garstką zdjęć i Marsi w roli głównej.


Na zdjęciach: Marsi
Napisała: Pati
Sztuka podrywu.

Sztuka podrywu.

O teoriach podrywu mądrzy (lub mniej mądrzy) ludzie napisali obszerne księgi. O tym gdzie szukać, jak zagadać, jak kusić, nawet ktoś gdzieś wspomniał o tym jak operować mową ciała i jaką odległość zachować ---> -.- Wszędzie powtarzający się banał o uśmiechu, pozytywnym nastawieniu, o tym, że trzeba się `otworzyć` i najlepiej szukać nie szukając. Szczerze to chciałabym zobaczyć tych wszystkich ekspertów w akcji. Jeden z rozdziałów, zatytułowany `Na co lecą kobiet' zachęcał Panów, żeby bardziej zadbali o swój wygląd, używali wybielającej pasty, pryskali się wonnymi zapachami i nie drapali po tyłku w obecności kobiet. Nie mam pojęcia kto to czyta (poza ciekawską mną, która chce sprawdzić co oferuje `konkurencja`). Moja recepta dla Panów będzie prosta i zawrze się raczej w jednym zdaniu: KOBIETY LECĄ NA PEWNOŚĆ SIEBIE. Teorię tą stworzyłam już w okresie prenatalnym! (no dobra, w gimnazjum). Był taki jeden cwaniaczek, w którym kochała się każda małolatka ze mną na czele. I choć wokół tyle poukładanych młodzieńców z dobrego domu każda marzyła o tym, żeby stać się ofiarą jego wilczego spojrzenia. W teorii najcudowniejszy okaz w szkole, w praktyce przeciętny nastolatek z pryszczatą cerą i brakiem w uzębieniu. Ale kto by się tam przejmował że kłów brakuje gdy on taki niedobry! Niestety prawda jest taka, że kobiety kochają maczo, którzy nierzadko zarzucą chamskim tekstem albo wprost wypowiedzą swoje intencje. Następnie on się zamienia pod magicznym wpływem jej kobiecej siły i wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Kto oglądał Piękna i Bestia ten nie potrzebuje czytać żadnych głupich poradników.

Z okazji ciepła zakładam kwiaty.

Napisała: Pati.
Zdjęcia: Marsi.
Wypijam herbatę pełną wspomnień.

Wypijam herbatę pełną wspomnień.

Wszyscy jesteśmy zbieraczami. Lubimy mieć. Zbieramy na zapas- żeby w przyszłości nie zabrakło, lub kolekcjonujemy jako trofea- żeby nasycić oczy. Powody są różne, mądrzejsze lub bardziej próżne. Czasem chodzi po prostu o to, żeby połechtać swoje ego, i z tym również nie mam problemu. Kto lubi gromadzić ten jest bardziej sentymentalny, taka jest moja teoria. Pod warunkiem, że nie są to futra z norek, szynszyli czy innych milusich stworków. Znam ludzi, którzy gromadzą w szafach setki par butów, których nigdy nie założą. Znam kobiety, które namiętnie kupują perfumy i kosmetyki nie orientując się nawet, że niektórych mają po dwie pary. Jako dziecko miałam ogromną kolekcję zabawek z Kinder Niespodzianki, karteczek i kart telefonicznych. Najbardziej jednak lubiłam przeglądać zdjęcia, którymi zapełniałam kolorowe albumy. W ulubionym, z królikiem na okładce, wsadziła zdjęcia, które przywołują najcieplejsze myśli. Na pierwszym miejscu jest zdjęcie, na którym dziadek wyprowadza na pole wielkiego byka. I choć nie ma już ani dziadka, ani byka a pole zarosło ogromną trawą, ile razy spojrzę na to zdjęcie, tyle razy znów mam dziewięć lat. Trzeba się uśmiechać nawet jak coś się skończyło. Bo było, i było fajne.


Ciacha lubimy niezależnie od pory roku ale że za oknem zrobiło się naprawdę gorąco polecam coś bardziej wilgotnego(; Czekoladowe Fondant to deser, w którym środek zawsze pozostaje płynny.
Zdjęcia wykonałam mniej więcej dobę po upieczeniu, gdyby rozkroić ciacho w ten sam dzień czekolada wypływałaby z niego. Owoc? Wskazany.
Przepis na to ciastko został przeze mnie zmodyfikowany jednak nie należy do mnie.

Czego potrzebujemy?
tortownicy o średnicy 26cm
ciasto, pierwsza warstwa:
125g miękkiego masła
50g gorzkiej czekolady (najlepiej 70 proc)
175g cukru (polecam wykorzystać drobnoziarnisty do wypieków)
szczypta soli
1 jajko
175g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
ciasto, druga warstwa:
200g gorzkiej czekolady
200g masła
50g mąki
4 jajka
200g cukru
krem:
250g serka mascarpone
mleko w tubie
truskawki

Jak przygotować?
ciasto, pierwsza warstwa: spód tortownicy przykryj papierem do pieczenia, zatrzaśnij brzeg i posmaruj od wewnątrz masłem. Połam czekoladę, rozpuść w gorącej kąpieli wodnej a następnie poczekaj chwilkę do przestudzenia. Masło utrzyj z cukrem i szczyptą soli -rób to tak długo aż masa będzie puszysta i jasnokremowa. Wtedy wbij do niej jajko i czekoladę, utrzyj wszystkie składniki a następnie przesiewaj mąkę z proszkiem do pieczenia wprost do cały czas ucieranej masy. Całość jeszcze chwilkę miksuj i rozsmaruj na spodzie tortownicy (konsystencja widoczna na zdjęciach)
ciasto, druga warstwa: czekoladę połam i  rozpuść z masłem w gorącej kąpieli wodnej. Poczekaj aż lekko przestygnie i dosyp do czekoladowej masy mąką, wymieszaj. W osobnej misce utrzyj jajka z cukrem a następnie dolej do nich czekoladową masę. Wymieszane ciasto rozsmaruj na pierwszej warstwie.
Piekarnik rozgrzej do 175 stopni i piecz połączone już ze sobą w jednej tortownicy obie warstwy przez około 25 minut. Gotowe ciasto wyjmij z tortownicy i odstaw na dwie godziny do wystygnięcia
krem: polecam przygotowanie kremu bo ciasto jest dość płaskie dlatego przestrzenne ozdoby lepiej mu zrobią. Serek mascarpone połącz z niewielką ilością mleka w tubie (dodawane według gustu), wymieszaj przy pomocy miksera ustawionego na niskich obrotach, rozsmaruj na cieście. Truskawki pokrój, ułóż na kremie w jakiś sympatyczny wzorek.




O ludziach, którzy kiedyś byli  zajebiści ale już nie są.

O ludziach, którzy kiedyś byli zajebiści ale już nie są.

Nie wiem jak to się stało, ale moda na idola nastolatek moje pokolenie ominęła szerokim łukiem. Nie istniała Hannah Montana, więc trzeba było ją sobie odszukać samemu. W każdej szkole była chociaż jedna Gwiazda, która przeważnie nosiła już stanik, miała chłopaka, a na głowie robiła sobie bombowe, modne blond pasemka. I w mojej szkole taka była a ja szalenie jej wszystkiego zazdrościłam. Zamiast zbierać podpisy w indeksie do bierzmowania chodziła za kościół palić fajkę, przychodziła pod sam koniec mszy. Kiedyś w trakcie przerwy usiadłam na parapecie pod oknem a ona powiedziała, że to jej miejscówa i mam sobie stąd pójść. Nosiła jeansowe spodnie z cekinowym motylkiem, więc ja sobie kupiłam takie same. Pamiętam jak na wf-ie w szatni opowiadała o doczepianych włosach i romantycznym wypadzie pod namiot. Miałam wtedy 15  lat. Wczoraj w nocy  z nieznanych mi przyczyn przypomniała mi się ta moja szkolna inspiracja. Natychmiast obczaiłam więc jej profil na fejsie. Na jednej fotce dumnie pozuje z puszką Bosmana. No zębów to ona nigdy nie miała najpiękniejszych. Trochę jej się przytyło ale wiejski styl rodem z klipów Mandaryny pozostał. Myślę, że jej gwiazda przestała już świecić. Czasem to się zastanawiam co ja kiedyś miałam w głowie. I chyba dobrze, że odpowiedź pozostaje nieznana (;

Swoją opowieść dedykuję wszystkim tym, którzy mają bekę z siebie sprzed lat.
Pozdrawiam, Pati. 

A na dzisiejszych fotkach sportowa Marsi w słonecznych promieniach. 
Copyright © 2014 siostry bukowskie. , Blogger