Granica z Ukrainą. Moja relacja z wizyty we Lwowie.

W miniony weekend zrobiłam sobie mały wypad na Ukrainę, Marsi natomiast wybrała się do Sopotu, skorzystać z pięknej pogody. Za wszystkie wiadomości, od których pęka nasza skrzynka na Instagramie (@siostrybukowskie) serdecznie dziękujemy i obiecujemy, że jeszcze dziś otrzymacie odpowiedzi. Poniedziałki bywają bardzo okrutne i powinni wyciąć je z kalendarza, dlatego mój powrót do rzeczywistości postanowiłam delikatnie przesunąć. Dziś jeszcze małe lenistwo a korzystając z czasu wolnego, zapraszam na ten mały turystyczny wpis :)
Słowem wstępu.
Zacznijmy od samego początku, tak dla przypomnienia dla tych, którzy akurat tę lekcję historii opuścili. Lwów to miasto założone ok. 1250 r., przez króla Daniela Halickiego, który postanowił nazwać tak miasto od imienia swojego syna, Lwa. Przez lata to przepiękne miejsce przechodziło z rąk do rąk. Ostatecznie jednak, w roku 1387,  Jadwiga Andegaweńska przyłączyła Lwów do Korony Polskiej, dzięki czemu stał się on bardzo ważnym ośrodkiem królewskim. Miasto rozbudowywało się i wzbogacało dzięki temu, że znajdowało się na szlaku bałtyckim i czarnomorskim, którym co roku podróżowały tysiące kupców z całego świata. Kwitła kultura, nauka i sztuka, powstawały przepiękne budowle obronne i religijne, jednym słowem miasto marzeń. Warto jednak pamiętać o tym, że w tym czasie na terenie Lwowa w zgodzie żyli mieszkańcy wielu państw: Polacy, Rusini, Niemcy, Węgrzy, Ormianie czy Żydzi. Oczywiście z czasem ta kulturowa mieszanka polonizowała się, zachowując rzecz jasna własne obyczaje czy religię. W dwudziestoleciu międzywojennym Lwów był trzecim pod względem wielkości miastem w wolnej Polsce (zaraz po Warszawie i Łodzi), który w ponad 60 procentach zamieszkiwali Polacy. Niestety, podczas II WŚ sukcesywnie niszczono dokonania kultury i nauki polskiej a ludność masowo mordowano i zsyłano na Syberię. Po zakończeniu wojny Polaków wysiedlono, ich miejsce zajęli mieszkańcy z głębi ZSRR oraz Ukraińcy wysiedlani z Polski, a miasto znalazło się w granicach Związku Radzieckiego. W 1991r. Lwów wszedł w skład niepodległej Ukrainy a przekształcenia gospodarcze doprowadziły do kryzysu gospodarczego na wiele lat. Wybaczcie, że tak ekspresowo i niezbyt dokładnie ale zależało mi na ogólnym zarysie historii, nie chciałam zanudzać Was datami i imionami władców. 
Ceny na Ukrainie.
Dla nas, Polaków, Lwów jest miastem, który bardzo chętnie odwiedzamy ze względu na niskie ceny. Dla przykładu, kawa w restauracji w centrum miasta to ok. 4-5 zł, nocleg w kilkugwiazdkowym hotelu z basenem i wyżywieniem 200 zł, piwo w dobrej restauracji ok. 6-7 zł, dwudaniowy obiad z drinkiem w restauracji na rynku to koszt ok. 40-50 zł od osoby, pamiątkowy magnez w sklepiku obok popularnych zabytków to ok. 5 zł. Oczywiście są to ceny w miejscach typowo turystycznych, które i tak są bardzo niskie w porównaniu do cen warszawskich czy krakowskich. W sklepach spożywczych, w których zaopatrują się mieszkańcy ceny są dużo niższe. Przykładowo: batonik ok. 1.50 zł, chleb ok. 1.50 zł, Coca Cola 1,5 l ok. 2 zł, cukier 2,5 zł, piwo ok. 2-4 zł. Dla nas, Polaków, ze średnią pensją ok. 3 000 zł na miesiąc ceny te są bardzo niskie. Na Ukrainie również zarabia się ok. 3 000 ale hrywien, czyli jakieś 420 zł. Emerytura wynosi ok. 1200 hrywien (200 zł). Czy dzięki temu łatwiej jest Wam pojąć jak ciężko musi się żyć w tym kraju i dlaczego mieszkańcy masowo opuszczają swoje państwo w poszukiwaniu lepszego życia? Szczerze mówiąc mnie trudno jest pojąć kto i dlaczego tak bardzo utrudnia tym ludziom życie ale jedno jest pewne, komuś ten stan rzeczy musi być na rękę. 
Przejście graniczne. 
To chyba jedno z najprzykrzejszych zdarzeń, jakich doświadczyłam ostatnimi czasy. Uczestnicząc w tym procederze miałam wrażenie, że przeniosłam się do jakiejś innej epoki. Podczas pierwszego wjazdu autem do Lwowa może Was to przerosnąć, tak samo jak i nas. W pierwszej kolejności należy wiedzieć o tym, aby wybrać odpowiednią kolejkę. Nie jest to takie oczywiste dla osób, które ukraińską granicę przekraczają po raz pierwszy. Pas europejski, czyli dla osób z paszportem UE, oraz pas dla Ukraińców są tak słabo oznakowane, że zauważenie symbolu skojarzyło mi się z grą "Gdzie jest Wally".  Łatwo pomylić pasy z tego względu, że większość ukraińskich aut rejestrowanych jest na polskich tablicach. Dlaczego? Chodzi rzecz jasna o pieniądze. A to wszystko przez ogromne koszty sprowadzania aut z UE na Ukrainę. Sprowadzając auto starsze niż pięć lat trzeba zapłacić ok. 4000 euro akcyzy a zakup auta zarejestrowanego już a Ukrainie to również bardzo duży wydatek. Dlatego Ukraińcy dogadują się z poprzednim właścicielem, by ten zarejestrował samochód z nowym współwłaścicielem. Ta procedura również jest powodem tych ogromnych kolejek na granicy, bowiem zarejestrowane w ten sposób auto ma obowiązek cyklicznego wyjazdu z Ukrainy. Taki przejazd tak czy siak się zwraca, dzięki sprzedaży ukraińskich produktów po stronie Polskiej i odwrotnie. Ale wróćmy do przeprawy granicznej. Po zajęciu odpowiedniego pasa otrzymujemy jakąś dziwną, odręcznie zapisaną karteczkę z numerem rejestracyjnym naszego auta, następie oddajemy paszporty i dowód rejestracyjny oraz otwieramy bagażnik. Gdy otrzymamy je z powrotem (razem z tą dziwaczną karteczką), podjeżdżamy pod kontrolę ukraińską i przy okienku kontroli celnej ponownie przekazujemy dokumenty i szalenie ważną karteczkę, która po odebraniu jest już ostemplowana. Należy mieć przy sobie 2,5 zł w gotówce, tyle zawołano od nas za jakieś skserowanie dokumentów ale nie wnikajcie w szczegóły bo pojęcia nie mam o jakie ksero chodziło. Tak czy siak zabieramy swoje "zabawki"i kierujemy się do szlabanu przy budce ukraińskich żołnierzy. Oddajemy ostemplowaną karteczkę i opuszczamy przejście graniczne. Ufff.... już myślałam, że nie uda mi się tego opisać. Mam nadzieję, że niczego nie pomyliłam ale nie traktujcie tych informacji jak przewodnika bo w wyniku ogólnego wkurzenia, upału i kilku godzin wyczekiwania na swoją kolej mogło mi się coś pokićkać. Przejazd z Polski na stronę Ukraińską zajął nam (tylko) 4 godziny. W drug stronę było dwa razy gorzej, 8 godzin stania w kolejce! Cztery pasy aut poruszających się z prędkością 30 metrów co półtorej godziny. Możecie to sobie wyobrazić? Ponadto powszechny sposób na łapówki, które strażnicy celni chętnie pobierają od stałych bywalców granicy sprawiają, że jako turysta jesteś skazany na zniesienie jajka na tylnim siedzeniu.

Jesteśmy we Lwowie!
Nieprzyjemną część mamy już za sobą. Lwów sam w sobie jest miastem przepięknym, w którym jak dla mnie jest więcej polskości niż w niejednym rodzimym mieście.  Ślady Polskiego Lwowa można znaleźć na starych murach czy szyldach przedwojennych sklepików Urzekła mnie cudowna architektura, piękne kamienice i kościoły. Przyjazd tu jest jak podróż w czasie do fascynującego galicyjskiego miasta. Jeśli lubicie włóczyć się po urokliwych brukowanych uliczkach, smakować zimne piwo w przepięknych restauracjach na rynku  i zwiedzać zabytki to musicie odwiedzić to cudowne miasto. Do odhaczenia: rynek, opera, wzgórze zamkowe,  Aleja Wolności. 

Tropikalny akcent.
Pomimo tego, iż Lwów z tropikami ma niewiele wspólnego, zdecydowałam, że kompanem mojego wyjazdu będą letnie kolory. Uwielbiam, kiedy w trakcie wyjazdów towarzyszą mi akcenty lata a idealnym ich dopełnieniem są neonowe kolory. W kolekcji Semilac Tropical Drinks znajdziecie najmodniejsze odcienie wakacji w idealnie kryjących kolorach. Warto odważyć się na charakterystyczny manicure, który najlepiej kontrastuje z opaloną skórą. Bo kiedy jak nie latem? Kiedyś niechętnie sięgałam po neonowe odcienie z tego względu, że zwykle taki manicure wymagał co najmniej trzech warstw, aby kolor był intensywny i nasycony bez prześwitów. Kolory od Semilac kryją idealnie, wystarczą dwie warstwy lakieru, aby osiągnąć wymarzony efekt. Poniżej kilka tropikalnych propozycji, które musisz mieć!

Inną propozycją na letnie szaleństwo jest manicure przy pomocy termicznego lakieru hybrydowego, zmieniającego swój odcień pod wpływem różnicy temperatury. Raz pomalowane paznokcie mogą więc przybierać różny kolor, w zależności od tego co aktualnie robisz. Opalając się na leżaku Twoje paznokcie mają jeden kolor, a za chwilę całkowicie się on zmienia pod wpływem wejścia do chłodniejszej wody. Nie wiem jak Wy, ale my jesteśmy zachwycone ta nowością. Kolory są nasycone i bardzo wyraziste a wybór ogromny. Semilac uwielbia nas zachwycać !

Nasz hotel.
Weekend spędziliśmy w hotelu Kavalier Boutique Hotel. To jedna z najlepszych opcji w mieście jeśli chodzi o standard, według popularnych internetowych stron o hotelach. Hotel oferuje odkryty basen, kort tenisowy, piękną restaurację na świeżym powietrzu i wzgórze z widokiem na miasto. W cenie pobytu jest śniadanie (stół szwedzki z wyborem indywidualnych dań ciepłych podawanych do stolika przez kelnera) a w stylowo urządzonym pokoju czekają na nas szlafrok, zestaw kosmetyków czy darmowe napoje. Cena za dwuosobowy pokój na jedną noc to 250 zł, w zależności od wielkości i usytuowania balkonu. Polecam Wam skosztowanie dań w restauracji w ogrodzie. Ceny są tam wysokie (jak na Ukrainę) ale szczerze przyznaję, że dawno nie jadłam tak pysznych i precyzyjnie przyrządzonych potraw. Zamówiłam doradę z grilla, co prawda porcja była niewielka bo 150g i kosztowała około 30 zł i zupę dnia serową (10 zł) ale z ręką na sercu przyznaję, że była to jedna ze smaczniejszych kolacji w moim życiu. 
Gdzie zjeść?
Jeśli szukasz miejsca, gdzie zjesz tanio to bar mleczny Puzata Chata z pewnością Cię zadowoli. Ze względu na bardzo niskie ceny bar jest bardzo zatłoczony, jedzenie nie jest wykwintne i podawane z bemarów w formie samoobsługi ale ceny są śmiesznie niskie (kawa 3 zł, naleśniki 5 zł, zupa 5 zł), w szczególności polecam naleśniki na słodko. Wybór dań jest bardzo duży, obsługa miła a wystrój przyjemny dla oka więc osoby szukające taniego i smacznego jedzenia będą zadowolone.
Jeśli szukasz miejsca, w którym nie tylko zjesz ale również posiedzisz wieczorem w przyjemnym miejscu przy drinku czy sziszy to warto odwiedzić restaurację Veranda. Bardzo duży wybór drinków i alkoholi w rozsądnych cenach, świetna szisza, dobra muzyka, bardzo miła i szybka obsługa i smaczne potrawy. Za przystawkę w formie serów i orzechów, sałatkę z pieczonymi warzywami,  croissanta z szynką i serem, burgera z frytkami, dwie lampki prosecco, dużą butelkę wody i dużą sziszę zapłaciliśmy ok. 140 zł. 


Tyle na dzisiaj. Dajcie proszę znać czy moja relacja z podróży okazała się pomocna. Jeśli tak to chętnie będę robiła tego typu wpisy przy okazji kolejnych podróży. Jeśli byliście na Ukrainie i macie własne przemyślenia na temat tego państwa to również zachęcam do dyskusji w komentarzach.

15 komentarzy:

  1. Świetny wpis! Bardzo pomocny, czekam na kolejne!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, sama od dawna myślę o pojednaniu do Lwowa. A jak z językiem? Po polsku można się dogadać ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszędzie dogadasz się po polsku ;) ja na początku próbowałam po angielsku ale to było bez sensu bo nikt mnie nie rozumiał a ukraiński jest tak podobny do polskiego, że rozumiesz praktycznie wszystko.

      Usuń
  3. Przepiękne zdjęcia! Kto by pomyślał.,że da sie dogadać w naszym ojczystym języku :)
    Blog modowy Oleczki

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejki przy granicy to udręka, szczególnie kiedy mamy długi weekend i dużo turystów jedzie na Wschód. Sama byłam na majówkę i polecam każdemu dojechać samochodem pod granicę i tam za parę złotych dziennie(w moim przypadku bylo chyba 6zl) zostawić samochód i przejść przez granicę pieszo :) Czas oczekiwania dużo krótszy 20-60 min. Po przejściu czekają busy i taksówki które zawiozą nas do Lwowa za 30-60 zł/za dwie osoby :) Lwow sam w sobie piękne miasto, na pewno tam wrócę ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każde przejście graniczne ma przejście piesze. Przejście w Hrebenne/Rawa Ruska np. przejścia pieszego nie ma i jest się skazanym na bardzo długie kolejki.

      Usuń
  5. Również w ten weekend byłam we Lwowie. Szczególnie urzekła mnie architektura. Ale przejazd przez granicę to udręka, bite 5h :/ i ceny faktycznie niskie, pyszne słodycze mają, polecam fabrykę czekolady i chałwę :) i plus,że można się po polsku dogadać 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny wpis. Przeczytalam z przyjemnoscia bo uwielbiam wpisy podróżnicze :)
    Brakuje mi tylko zdjęć z Marsi :)
    Czy byłaś tam z kimś innym?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marsi akurat była w tym czasie w Sopocie i już wkrótce pojawi się jej wpis na temat pobytu w tym popularnym nadmorskim mieście. Marsi miała tyle różnych przygód jeśli chodzi o hotele, że musimy to opisać ;P Będziemy terraz robić tego typu wpisy podróżnicze bo chętnie podzielimy się z Wami naszymi wrażeniami :)

      Usuń
  7. Bardzo fajny wpis! Może jednak pomyślę o wycieczce na Ukrainę. Czekam na kolejne wpisy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Również byłam w ten weekend we Lwowie, miasto przepiekne !! Bardzo polecam, natomiast komentarz piszę ku przestrodze dla podróżujących samochodem - skradziono nam tablice rejestracyjne

    OdpowiedzUsuń
  9. Polecam wybrać się pociągiem z Przemyśla na Ukrainę. Pociąg Intercity, wysoki standard i szybciutko. Jedzie też do Tarnopola (Zapraszam!) ;) Kontrola paszportowa jest w pociągu, on tylko zwalnia na granicy, więc podróż mija szybko i przyjemnie. Polecam wybrać się do Odessy nad morze. Jest tam pięknie, ceny również przystępne, a powiedziałabym nawet że taniocha ;) A na narty/góry obowiązkowo do Bukovela, tam już jest ciut drożej niż w Lwowie, ale równie fajnie. Podobnie jak w Zakopanym. Trasy narciarskie są lepiej przygotowane i jest ich całkiem sporo. Byłam w tym roku w Jeremczech (to jest tuż obok) i jestem bardzo zadowolona z wyjazdu.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 siostry bukowskie. , Blogger