Nie wiem jak to się stało, ale moda na idola nastolatek moje pokolenie ominęła szerokim łukiem. Nie istniała Hannah Montana, więc trzeba było ją sobie odszukać samemu. W każdej szkole była chociaż jedna Gwiazda, która przeważnie nosiła już stanik, miała chłopaka, a na głowie robiła sobie bombowe, modne blond pasemka. I w mojej szkole taka była a ja szalenie jej wszystkiego zazdrościłam. Zamiast zbierać podpisy w indeksie do bierzmowania chodziła za kościół palić fajkę, przychodziła pod sam koniec mszy. Kiedyś w trakcie przerwy usiadłam na parapecie pod oknem a ona powiedziała, że to jej miejscówa i mam sobie stąd pójść. Nosiła jeansowe spodnie z cekinowym motylkiem, więc ja sobie kupiłam takie same. Pamiętam jak na wf-ie w szatni opowiadała o doczepianych włosach i romantycznym wypadzie pod namiot. Miałam wtedy 15 lat. Wczoraj w nocy z nieznanych mi przyczyn przypomniała mi się ta moja szkolna inspiracja. Natychmiast obczaiłam więc jej profil na fejsie. Na jednej fotce dumnie pozuje z puszką Bosmana. No zębów to ona nigdy nie miała najpiękniejszych. Trochę jej się przytyło ale wiejski styl rodem z klipów Mandaryny pozostał. Myślę, że jej gwiazda przestała już świecić. Czasem to się zastanawiam co ja kiedyś miałam w głowie. I chyba dobrze, że odpowiedź pozostaje nieznana (;
Swoją opowieść dedykuję wszystkim tym, którzy mają bekę z siebie sprzed lat.
Pozdrawiam, Pati.
A na dzisiejszych fotkach sportowa Marsi w słonecznych promieniach.