Bardzo mało się pocę, czy to normalne?

Bardzo mało się pocę, czy to normalne?

Pewnie większość z Was po przeczytaniu tytułu stwierdzi: nic tylko się cieszyć! Pocenie się jest naturalnym dla naszego ciała zjawiskiem choć wciąż uznawanym za temat wstydliwy. O nadpotliwości mówi się wiele, w końcu plamy pod pachami, krople spływające z czoła czy nieestetyczne ślady na plecach uznawane są za coś obrzydliwego, z czym nie powinniśmy się wychylać. Warto zaznaczyć, że pot sam w sobie jest bezwonny a nieprzyjemny zapach powodują bakterie. Jakiś czas temu jeden z portali plotkarskich opublikował zdjęcia gwiazdy, która podczas ważnego wydarzenia miała na bluzce mokre plamy. Komentarze w stylu: 'ale obleśna', 'fujjjj', 'to jest obrzydliwe' musiały zostać napisane przez ludzi, którzy z pewnością opuścili kilka lekcji biologii w podstawówce. Stres w połączeniu z ciepłem fleszy i reflektorów, tłokiem oraz faktem, że nasza 'obleśna gwiazda' jest odpowiednio nawodniona sprawia, że mokre plamy mogą się pojawić. Na szczęście firmy prześcigają się w tworzeniu coraz to lepszych antyperspirantów, tabletek i sztyftów mających na celu powstrzymanie naszych ludzkich odruchów (co rzecz jasna ma dyskusyjny wpływ na nasze zdrowie i środowisko). Zgodzimy się, że w trakcie spotkania biznesowego, egzaminu czy negocjacji z szefem ludzkie odruchy nie są mile widziane ale trening czy aktywne spędzanie czasu to sytuacje, gdzie pot jest czymś normalnym a nie zawsze tak się dzieje. Dzisiejszego posta zdecydowałyśmy się stworzyć dla wszystkich osób, które pocą się bardzo mało albo wcale. Co to oznacza, czy to normalne i co mówi o naszym organizmie?

Ustalmy kilka faktów.
Termoregulacja skórna ciała pozwala naszemu organizmowi dostosować się do zmiany temperatury otoczenia. Dzieje się tak dzięki temu, że skóra podporządkowana jest pracy naszego mózgu. Ponadto bierze ona aktywny udział w mechanizmach takich jak podgrzewanie i chłodzenie drogą krwi, bierne przewodzenie ciepła przez skórę oraz chłodzenie poprzez pocenie się. Skupmy się na tym ostatnim mechanizmie. Aby organizm pozbył się nadmiaru ciepła musi przetransportować go z wnętrza na zewnątrz. Dlatego też rozszerzają się naczynia krwionośne i zwiększa przepływ krwi niosąc ze sobą ciepło, które nas ogrzewa. Pocenie się chroni przed przegrzaniem oraz udarem cieplnym.

Dlaczego się nie pocę?
Pot umożliwia właściwą termoregulację, czyli zdolność utrzymania optymalnej temperatury ciała. Sprawne działanie gruczołów potowych jest więc bardzo ważne w kwestii prawidłowego funkcjonowania organizmu. A co jeśli się nie pocę? Całkowity brak lub znacząco obniżone wydzielanie potu przez nasz organizm to anhydroza. Pamiętaj jednak, że pocenie się jest kwestią indywidualną. Jeśli więc trenując z przyjaciółką zauważasz, że ona ocieka potem a na Twoim czole pojawiło się raptem kilka kropel nie oznacza wcale, że coś z Tobą nie tak. Kwestia wytrenowania, nawodnienia, ilości gruczołów potowych i konkretnych cech organizmu odgrywa tu istotną rolę ale warto przeanalizować swój przypadek ze specjalistą bo zanik potliwości może nieść za sobą poważne skutki jak np. udar cieplny.

Do zahamowania wydzielania potu może przyczynić się kilka kwestii:
* przebyte choroby prowadzące do uszkodzenia gruczołów potowych lub zaburzenia ich unerwienia (choroby skóry, zaburzona praca tarczycy, cukrzyca, neuropatie, choroby uwarunkowane genetycznie, choroby psychiczne)
* skrajne odwodnienie organizmu
* zaburzony metabolizm

Co mogę z tym zrobić?
Skonsultuj się z dermatologiem i endokrynologiem, jeśli Twoje objawy Cię niepokoją. Warto wykonać szereg badań, przede wszystkim tarczyca i cukier oraz badania hormonalne. Dodatkowo postaraj się dużo lepiej nawadniać. Jedna butelka wody mineralnej zwykłej i jedna butelka wody wysoko zmineralizowanej dziennie znacznie poprawią funkcjonowanie Twojego organizmu.

Dodatkowo, dużym wsparciem może okazać się żel wspomagający wydzielanie potu. Wystarczy zaaplikować go w trakcie treningu smarując powierzchnię ciała warstwą preparatu. Zwiększona produkcja ciepła i potu podczas ćwiczeń przyspieszy osiągnięcie pożądanego efektu. Przed treningiem posmaruj brzuch żelem Sweet Sweat, w talii zaciśnij pas neoprenowy typu sauna a po zakończonym wysiłku przekonasz się, że ilość wylanych potów będzie wielokrotnie wyższa. Żel używany jest przez wielu zawodowych sportowców, między innymi przez Joannę Jędrzejczyk, która zbijając wagę przed walką musi rozprawić się z każdym nadprogramowym gramem tłuszczu. Żel wykonany jest z naturalnych składników może więc być używany bez ograniczeń. Sweet Sweat kosztuje około 110 zł ale jest bardzo wydajny więc spokojnie wystarczy na kilka miesięcy.

Jestem uzależniona od jedzenia- opowieść naszej czytelniczki.

Jestem uzależniona od jedzenia- opowieść naszej czytelniczki.

Wiadomości jakie od Was dostajemy nierzadko chwytają nas za serce, ta poniższa jest jedną z nich. Na prośbę autorki maila publikujemy jej opowieść, która może okazać się pomocna dla wielu z Was. Pytań o zaburzenia odżywiania dostajemy tysiące. Jeśli czytając tę historię będziesz miała wrażenie, że czytasz o sobie to znak, że nie powinnaś bagatelizować problemu. Pomoc możesz uzyskać we wskazanych poniżej miejscach.

UZALEŻNIENIE OD JEDZENIA, NIECH MOJA HISTORIA BĘDZIE PRZESTROGĄ.

"Mam na imię Paulina, mam 30 lat i dziś jestem mamą półrocznego Krzysia oraz szczęśliwą żoną. Od ponad 10 lat jestem uzależniona od jedzenia i choć dziś mój nałóg jest w uśpieniu to mam świadomość tego, iż problem będzie dotyczył mnie już do końca życia. To tak jak z alkoholem albo narkotykami, pomimo abstynencji jesteś uzależniony. Problem polega jednak na tym, że alkoholu nie potrzebujesz do życia a jeść trzeba. Niezdrowe podejście do jedzenia zaczęło się u mnie kiedy miałam 20 lat, wtedy wyprowadziłam się z domu rodzinnego na studia do Wrocławia. Wynajmowałam mieszkanie w starym bloku z dwiema koleżankami z liceum, wszystkie trzy studiowałyśmy biotechnologię. Przed rozpoczęciem studiów moja waga była w normie, ważyłam około 59 kg przy wzroście 170 cm. W domu rodzinnym jadłam obiady mamy, nie omijałam zajęć w-fu, po szkole spędzałam czas aktywnie. Na studiach jednak zaczął się alkohol, nauka do późna połączona z nocnym podjadaniem, między zajęciami wrzucałam w siebie drożdżówki i batony a po powrocie do mieszkania fundowałyśmy sobie z dziewczynami wielką porcję makaronu z sosem, obowiązkowo z winem w zestawie. Nasz kierunek był trudny, wiązał się ze stresem i nieprzespanymi nocami więc uczucie zmęczenia i wyeksploatowanie odbijałam sobie w kulinarnych przyjemnościach. Jako studentka nie miałam dużego budżetu, dostawałam stypendium naukowe i dorabiałam w wolnych chwilach udzielając korepetycji, niskiej jakości jedzenie kupowałam w marketach i tanich studenckich barach, co dodatkowo przyczyniło się do przybrania na wadze. W pół roku przytyłam 6 kg i przestałam mieścić się w większość swoich rzeczy. Koleżanki z mieszkania też przytyły więc nigdy nie komentowały tego, jak wyglądam i co jem. A szkoda, bo może wtedy szybciej bym się otrząsnęła. Z dnia na dzień stwierdziłam, że zacznę się odchudzać. Tak po prostu, wstałam któregoś dnia i nie zjadłam śniadania, poszłam na uczelnię i zamiast obiadu w stołówce wypiłam kawę a wieczorem dwie lampki wina. Zaczęłam bardzo dużo czytać na temat zdrowego trybu życia, kupiłam strój i zapisałam się na zajęcia fitness. Centymetry leciały w dół a ja brnęłam w swój pseudo fit styl życia, który w rzeczywistości nie miał nic ze zdrowiem wspólnego. W dwa miesiące zgubiłam wszystkie nadprogramowe kilogramy a każdy kolejny miesiąc odchudzał mnie o kolejny rozmiar. Ignorowałam bóle i zawroty głowy, rezygnowałam ze spotkań towarzyskich aby nie narażać się na pokusy, głód tłumiłam kawą, wodą albo alkoholem. Po dwóch szotach wódki burczenie w brzuchu znikało a ja mogłam spokojnie usnąć. Wiedziałam, że źle robię ale najważniejsze było dla mnie to, jak wyglądam. Lubiłam uwagi pod tytułem "jesteś już za chuda", to mnie tylko nakręcało. Rano piłam kawę, na uczelni zjadałam jabłko albo banana, na obiad owsiankę na chudym mleku, ryż z warzywami albo jakiegoś omleta, kolacji w ogóle. Dziennie około 800-900 kcal, może nawet mniej. W pół roku zgubiłam 12 kg. Gdy któregoś dnia ból głowy był tak okrutny, że nie mogłam pójść na egzamin, zeszłam do sklepiku na dole i kupiłam pączka i butelkę coli. Jeden pączek nie wystarczył, kupiłam trzy następne. Nie przerywałam swojego chorego stylu życia ale raz w tygodniu serwowałam sobie "cheat day" podczas którego zjadałam tyle, że brało mnie na wymioty. Zamawiałam pizzę, którą przegryzałam czekoladą i żelkami, do tego porcja frytek i nuggetsów a wszystko to zalewałam smakowym piwem. Potrafiłam leżeć na łóżku i płakać w myślach nienawidząc siebie. Obiecywałam sobie, że to ostatni raz, że nigdy już tak nie zrobię ale gdy uczucie najedzenia trochę ze mnie zchodziło dobijałam się kanapkami z masłem i kiełbasą, które zagryzałam Snickersem. Coraz mniej trenowałam bo nie miało to dla mnie sensu skoro tego konkretnego dnia już i tak tyle zjadłam. Hasło "od jutra" na stałe wpisało się do mojego słownika. Od jutra już nie jem, od jutra znów ćwiczę, jutro robię sobie detoks, już jutro wszystko się zmieni... Tysiące dzienniczków i pamiętników miało mi pomóc w opamiętaniu się ale nie pomagało. Myślałam tylko o tym, co zjem, obsesyjnie przeglądałam zdjęcia potraw w Internecie i namiętnie oglądałam programy kulinarne podczas których...jadłam. Na siedem dni w tygodniu przez trzy się objadałam a przez cztery pozostałe jadłam bardzo mało. Waga powoli wracała ale nie to mnie smuciło najbardziej. Zaczęłam popadać w stany depresyjne, nie chciało mi się wstawać z łóżka, miałam zaniżone poczucie wartości, nienawidziłam siebie za to co robię, było mi wstyd ale nie mogłam przestać. Czasem wywoływałam wymioty, innym razem łykałam jakieś przeczyszczające środki, potem robiłam sobie "detoks" i tak w kółko. Nigdy nie objadałam się przy ludziach, zawsze w samotności. Zamykałam się w pokoju na klucz, papierki po słodyczach chowałam do plecaka by wyrzucić je idąc rano do szkoły, czasem podjadałam jedzenie moim współlokatorkom. Dobrze się kryłam więc nikt nie wiedział o moim problemie. Ten koszmar trwał ponad trzy lata z różnym natężeniem. Czasem udawało mi się przez cały miesiąc wytrwać bez objadania się po to tylko, aby w kolejnym miesiącu nadrobić wszystko z nawiązką. Bywały miesiące, kiedy trenowałam jak szalona a bywały też takie, które spędzałam z laptopem na kolanach śledząc kolejne seriale. Nie byłam już chuda ale nie byłam też gruba. Stres, złość, smutek odreagowywałam zawsze w ten sam sposób. Każdy powód był dobry do tego, żeby się najeść: sobota, urodziny, święto, dzień wolny... Lubiłam szukać sobie usprawiedliwienia dla swojego zachowania choć w głębi duszy wiedziałam, że dzieje się ze mną coś bardzo złego. Pamiętam, że raz udało mi się wytrwać ponad trzy tygodnie bez ataków obżarstwa, potem poszłam na urodziny znajomych, wypiłam trochę wina, zjadłam tort i wszystko wróciło. Byłam zażenowana sobą a jednocześnie nie umiałam przestać. Rodzice nie wiedzieli o problemie, współlokatorki zajmowały się sobą, nie byłam pod rzadną obserwacją lekarską choć moje włosy, cera, zęby paznokcie i oddech zaczęły być bardzo niepokojące. Pewnego wieczoru weszłam na forum o nałogach i czytając obcą historię miałam wrażenie, że czytam o sobie. Zdecydowałam się napisać do tej dziewczyny z prośbą o pomoc. Dziewczyna ma na imię Klaudia i do dziś pozostajemy w kontakcie wirtualnym, choć nigdy nie spotkałyśmy się na żywo. Wtedy po raz pierwszy dowiedziałam się o kompulsywnym jedzeniu. Za jej namową zwróciłam się o pomoc do poradni zdrowia psychicznego, w której zaczęłam pracę ze specjalistą od zaburzeń odżywiania. Wizyta kosztowała 100 zł, nie miałam wtedy takich pieniędzy więc zdecydowałam się zwrócić o pomoc do rodziców. Zbierałam się na tę rozmowę całymi tygodniami, nie potrafiłam się z tym zmierzyć ale w końcu opowiedziałam mamie o swoim uzależnieniu. Rozmawiałyśmy całą noc na zmianę płacząc i śmiejąc się. Mama zwierzyła mi się, że po urodzeniu mojego brata również przez to przechodziła. Podczas wielomiesięcznej terapii wspólnie z terapeutą udało mi się dotrzeć do źródła moich problemów. Wewnętrzny konflikt jaki ze sobą toczę dziś jest już na dobrej drodze do rozejmu. Rok temu wzięłam ślub. Mąż wie o moim problemie i bardzo mnie wspiera. Jeden niewinny kawałek pizzy czy porcja lodów może wywołać u mnie łańcuch obżerania się, dlatego świadomie zrezygnowałam z jakichkolwiek pokus. Mówi się, że wszystko jest dla ludzi i należy umieć z tego korzystać... pozwolę się z tym nie zgodzić. Nie w przypadku, gdy ma się do czynienia z uzależnieniem. Jedzenie może być jak narkotyk. Dziś nie liczę kalorii, gotuję domowe obiady według zaleceń mojej dietetyk. Razem z mężem odnaleźliśmy wspólną pasję we wspinaczkach górskich a gdy Krzyś trochę podrośnie, zamierzamy wspólnie zdobywać szczyty. Ostatni napad obżarstwa przeżyłam podczas ubiegłych świąt Wielkanocnych. Na szczęście był obok mnie mój mąż, który pomógł mi się opamiętać. Co się stanie, kiedy któregoś dnia zostanę sama w domu z jakimś problemem? Tego nie wiem. Parę tygodni temu spotkałam się z przyjaciółkami w mieście rodzinnym. Poszłyśmy do pizzerii. Jako jedyna zamiast pizzy i piwa z sokiem zamówiłam sałatkę i herbatę. Po wielu pytaniach, próbach namówienia mnie na kawałek i złośliwych uwagach w stylu "Po co się odchudzasz? Przecież męża już masz!" zdecydowałam się odpowiedzieć: "Jestem uzależniona od jedzenia i nie mogę jeść tego, co może rozbudzić we mnie dawne zachowania." Koleżanki zamilkły i patrzyły na mnie jakbym właśnie przyznała, że mam za sobą kilkuletni odwyk narkotykowy. Od tamtej pory żadna z nich nie zaproponowała mi spotkania.

Chciałabym, aby moja historia była przestrogą dla wielu osób, które nie radzą sobie z funkcjonowaniem we współczesnym świecie. Zazdroszczę ludziom, którzy mają zdrowe podejście do jedzenia, mogą wyjść w weekend na kebaba i nie wywoła to w nich napadu obżarstwa. Chcę być zdrowa jak najdłużej bo mam dla kogo, dlatego codziennie ze sobą walczę. Cały czas uczę się panowania nad sobą i mam nadzieję, że któregoś dnia to ja będę panowała nad pokusami a nie one nade mną".

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Sprawdź, czy jesteś uzależniony od jedzenia. Objawy zaburzenia:

1. Zjadasz dużo więcej, niż planowałeś.
2. Jesz, pomimo uczucia sytości, aż do momentu mdłości.
3. Masz poczucie winy po spożywaniu konkretnych produktów.
4. Jesz nadal, pomimo poczucia winy.
5. Jesz nadal, pomimo świadomości jaką szkodę wyrządzasz swojemu organizmowi.
6. Szukasz usprawiedliwienia i powodu, dla którego możesz się najeść.
7. Ukrywasz przed bliskimi fakt jedzenia produktów zabronionych.
8. Wciąż zaczynasz i przerywasz nowe diety. Masz na swoim koncie wiele porażek związanych z przejściem na zdrowy tryb życia.
9. Nie jesteś w stanie zapanować na swoi napadami, nie masz kontroli nad apetytem.
10. Obsesyjnie myślisz o jedzeniu, sprowadzasz jedzenie do największej życiowej przyjemności.

Zagrożenia wynikające z uzależnienia od jedzenia:
* cukrzyca, otyłość, choroby serca, choroby nowotworowe
* zaniżone poczucie wartości, brak wiary w siebie, niska samoocena
* niepohamowane wybuchy złości, agresja wobec siebie i innych, niestabilność emocjonalna
* depresja
* stany lękowe
* choroby układu sercowo- naczyniowego
* niepłodność

WAŻNE: jeśli walczysz z nałogiem na własną rękę ale wszelkie próby pozbycia się niezdrowych nawyków nie skutkują, koniecznie skontaktuj się ze specjalistą. Psychoterapia pomoże Ci przywrócić kontrolę nad czynnością jedzenia. Dzięki takiej terapii nauczysz się rozpoznawać czynności prowadzące do napadów kompulsywnego objadania się oraz utrwalisz w sobie nowe schematy, które pomogą Ci przetrwać moment pojawienia się pierwszych symptomów napadu.

Tutaj możesz odnaleźć pomoc:
1. Anonimowi Jedzenioholicy - Wspólnota AJ. www.anonimowijedzenioholicy.org
Członkowie AJ nie płacą składek ani nie wnoszą opłat, finansują się poprzez własne dobrowolne datki.
2. Miejski/gminny ośrodek zdrowia w Twojej okolicy, specjalista od zaburzeń odżywiania.
3. Lekarz psychiatra, psychoterapeuta lub dietetyk z Twojej okolicy.
Szybki i prosty placek do kawy.

Szybki i prosty placek do kawy.

Wybaczcie jakość zdjęcia ale fotka robiona telefonem a post na szybko - w pociągu. Ciacho wyszło tak pyszne, że nie mogłyśmy się nim z Wami nie podzielić. Proste, smaczne i wykonane z łatwo dostępnych i niedrogich składników. Wszyscy fani kawy powinni być zachwyceni bo placek idealnie komponuje się z popołudniową kawką. Trzeba sobie życie umilać więc koniecznie zapiszcie sobie ten przepis.

Czego potrzebujemy?
- 4 jajka
- szklanka mąki kukurydzianej
- 4 łyżki oleju kokosowego
- łyżeczka sody oczyszczonej
- pół szklanki ksylitolu lub cukru brązowego
- duże jabłko starte na tarce
- 4 łyżki powideł (najlepiej domowej roboty)
- łyżeczka cynamonu

Jak to zrobić?
1. Nastaw piekarnik na 180 st.C.
2. Białka oddziel od żółtek. Ubijaj je stopniowo dodając ksylitol, sodę, olej i żółtka.
3. Powstała masę wylej na blachę wyłożoną papierem do pieczenia.
4. Starte jabłko wymieszaj z cynamonem i powidłami i wyłóż na ciasto.
5. Placka wstaw do piekarnika na około 25 minut.

Przepisy na domowe napoje izotoniczne.

Przepisy na domowe napoje izotoniczne.

O tym, jak ważne jest nawodnienie powtarzamy Wam przy okazji większości wpisów o tematyce zdrowego trybu życia. Fakt, że picie odpowiedniej ilości wody pomaga w utrzymaniu zdrowia i sprawności fizycznej na wysoki poziomie to chyba jedna z najbardziej znanych zasad więc pozwólcie, że uznamy, iż każdy z nas doskonale ją zna i stosuje. Dziś zajmiemy się zagadnieniem napojów izotonicznych. Czym są, jak działają, kiedy je stosować i jakie najlepiej wybierać? Postaramy się rozwiać wszelkie wątpliwości.

W trakcie wysiłku, prócz wody, tracimy także składniki mineralne i witaminy a najlepszym sposobem na ich uzupełnienie są właśnie napoje izotoniczne. Stężenie napoju izotonicznego jest takie samo jak stężenie płynów ustrojowych w naszym organizmie, dzięki czemu nawadniamy się szybko i skutecznie. Głównym składnikiem izotoniku jest woda, sód sprawia, że woda szybko się wchłania, ponadto jest w nim potas, wapń, magnez oraz węglowodany. Te ostatnie to źródło energii, dzięki któremu możemy mieć siłę na dalszy wysiłek. Głównie są to węglowodany łatwo przyswajalne jak glukoza, fruktoza, sacharoza.

Jeśli Twój trening trwa około godziny, butelka zwykłej wody świetnie się sprawdzi. Jeśli natomiast jesteś po długim, kilkugodzinnym wysiłku jak np. mecz piłki nożnej, wspinaczka górska czy maraton lub w ciągu dnia bardzo dużo się pocisz ze względu na wysokie temperatury, Twoje ciało wymaga uzupełnienia nie tylko płynów ale też elektrolitów, węglowodanów i składników mineralnych. Wtedy wybierz napój izotoniczny.

Dostępne w sklepach izotoniki są nie tylko dość kosztowne, ale często sztucznie barwione. Czy Was tez zastanawiają te intensywne kolory? Fuksja, wściekły pomarańcz czy morski błękit to kolory, których powinniśmy raczej unikać na sklepowych półkach (pomijając rzecz jasna owoce i warzywa!) Świetnym zamiennikiem będzie więc domowa wersja takiego napoju. Poniżej nasze ulubione przepisy:

1. CYTRYNOWO- MIODOWY
- 1,5 łyżki miodu ekologicznego
- pół łyżeczki soli
- dwie szklanki ciepłej wody
- sok wyciśnięty z połowy cytryny

2. JABŁKOWO- MIĘTOWY
- 250 ml soku jabłkowego
- pół litra wody ciepłej wody
- 250 ml naparu z mięty
- łyżeczka miodu ekologicznego
- tabletka musująca magnezu
- pół łyżeczki soli

3. POMARAŃCZOWY
- sok wyciśnięty z jednej pomarańczy
- sok wyciśnięty z jednej cytryny
- 1 l ciepłej wody
- 2 łyżki miodu ekologicznego
- pół łyżeczki soli


Moja walka o lepszą cerę.

Moja walka o lepszą cerę.

Doskonale rozumiem osoby mające problemy ze skórą. I wcale nie chodzi tutaj o trzy pryszcze, które wyskakuje przed okresem czy po zjedzeniu tłustego kebaba. Przebarwienia, popękane naczynka, blizny, trądzik czy każdy inny rodzaj zmian związany z tym, że skóra naszej twarzy nie wygląda tak jak powinna to bardzo duży i uciążliwy problem. Jeśli ktoś nigdy nie miał na twarzy żadnej krosty to z pewnością nie zrozumie jak ogromny wpływ na samopoczucie ma stan cery. Do swoich problemów zdążyłam się przyzwyczaić bo ciągnie się to przez ostatnie 10 lat co nie zmienia faktu, że cały czas mam nadzieję na poprawę sytuacji. Wczoraj dodałyśmy na naszego Instagrama @siostrybukowskie zdjęcie `bez makijażu`, chciałam podziękować Wam za wszystkie ciepłe słowa. Miło jest wiedzieć, że temat jest Wam bliski a problem doskonale znany bo czasem mam wrażenie, że jestem ostatnią dziewczyną, której twarz nie wygląda jak z reklamy kremów w magazynie Vouge. Pod tym samym zdjęciem, prócz bardzo serdecznych komentarzy, pojawiają się też wredne z cyklu `zacznij brać jakieś porządne leki`, `idź w końcu do dermatologa`, "wyglądasz słabo, nie pokazuj się taka`. Część z takich komentarzy autorzy usunęli sami po tym, jak czytelniczki zechciały na takie uwagi odpowiedzieć. Gdyby nie fakt, że ilość lekarzy, lekarstw, antybiotyków i maści jakie w swoim życiu przerobiłam, będących równowartością jakichś przyjemnych wakacji w egzotycznym kraju, mogłabym uznać, że jest w tych uwagach sporo prawdy. Jednak nie należę do osób, które bezczynnie przyglądają się jak ich ciało niszczeje. Staram się działać i cały czas walczę z problemem ale ludzki organizm to bardzo skomplikowana maszyna i nie wszystko jest takie oczywiste, jakby przeciętnemu komentującemu mogło się wydawać. Jestem bardzo wyrozumiała w stosunku do osób zmagających się z problemem. Wiem doskonale jak zmiany na buzi potrafią odebrać radość z codziennych chwil a zwykłe wyjście na plażę czy basen wiąże się ze stresem. Nigdy tez nie oceniam kobiet przez pryzmat ilości ich makijażu bo sama doskonale wiem, jak wiele razy dobry podkład uratował mi życie. Nie oceniam ze względu na zabiegi medycyny estetycznej i poprawki chirurgiczne bo każda z nas mierzy się ze swoimi własnymi demonami, z którymi niełatwo jest wygrać. Fakt, że ktoś z czymś przegnie to już indywidualna kwestia ale cieszę się, że żyjemy w czasach gdzie kobieta ma tak wiele możliwości w tej dziedzinie. Dziś długo obiecywany post, o który codziennie pytacie. Przedstawię Wam pokrótce jakie kroki podjęłam w celu zwalczenia problemu.


ZABIEGI W INSTYTUCIE KOSMETYCZNYM BABOR
Jak dotąd odbyłam trzy wizyty w gabinecie kosmetycznym Babor w Warszawie ---> klik!, gdzie pod czujnym okiem magister kosmetolog Agnieszki Bronakowskiej walczymy z moim problemem. Dwie pierwsze wizyty polegały na ręcznym oczyszczeniu twarzy, czyli usunięciu spod skóry wszelkich gródek i zanieczyszczeń. Takie oczyszczanie to bardzo ważny dla naszej skóry zabieg i powinien zostać wykonany tylko i wyłącznie przez wykwalifikowaną osobę, w przeciwnym razie efekt będzie odwrotny. Nie próbujcie wyciskać zmian na własną rękę bo proces ten wymaga odpowiedniego przygotowania. Pierwszym etapem jest dokładny demakijaż, potem usuwana jest warstwa zrogowaciałego naskórka, następnie pod wpływem strumienia pary i  preparatu o właściwościach zmiękczających pory się rozszerzają. Po tych czynnościach kosmetolog przechodzi do ręcznego usuwania zalegających pod skórą treści by na koniec nałożyć krem o działaniu przeciwzapalnym i antybakteryjnym. Cały zabieg trwa około 45 minut do godziny i choć nie należy do relaksujących, warto w niego zainwestować. Po samym zabiegu twarz jest zaczerwieniona i napuchnięta ale gdy opuchlizna zejdzie a ślady się zagoją, stan skóry jest dużo lepszy. Po dwóch zabiegach oczyszczania przyszła pora na kwasy- czyli profesjonalny peeling polegający na złuszczeniu martwej warstwy naskórka. Takie odblokowanie porów i pozbycie się zanieczyszczeń sprawia, że skóra jest dużo czystsza. Takiego oczyszczenia nie da się zrobić samemu w domu, warto więc skorzystać z pomocy wykwalifikowanej osoby.


Swoje pytania odnoście indywidualnych problemów i zabiegów, jakie Instytut Babor mógłby Wam zaproponować kierujcie pod adresem Pani Agnieszki, której wiedza i wieloletnie doświadczenie z pewnością okaże się pomocne w walce z uciążliwymi problemami. Kontakt tutaj ---> klik! 
Instagram: @babor_beauty



BADANIA NIEZBĘDNE DO ZDIAGNOZOWANIA PROBLEMU.
Poza zabiegami kosmetycznymi zdecydowałam się również na dietoterapię w poradni Kułaga Synergy ---> klik!, pod okiem dietetyka klinicznego i sportowego, Pani Agnieszki Kułagi. Zanim przystąpimy do ustalenia konkretnej diety, dostosowanej do potrzeb mojego organizmu niezbędne jest zdiagnozowanie samej przyczyny. W swoich podpowiedziach odnośnie wyleczenia mojego problemu (za które bardzo serdecznie Wam dziękuję) często sugerujecie mi, że właściwym rozwiązaniem byłoby przejście na kurację lekiem Izotek. To jeden z najsilniejszych leków tego rodzaju dostępny na rynku, który już stosowałam. Niestety w moim przypadku efekty uboczne (głównie krwawienie z nosa, bóle stawów, przesuszenie skóry i oczu oraz pogorszenie wyników wątrobowych) były tak silne, że lekarz zalecił przerwanie kuracji. Poza tym zależy mi na pozbyciu się problemu na zawsze a wszelkie kuracje antybiotykowe czy antykoncepcyjne to tylko zamiatanie problemu pod dywan. Po odstawieniu leków problem wracał co oznacza, że coś w moim organizmie dzieje się nie tak. W ustaleniu przeczymy pomogą następujące badania:
- SIBO - czyli badanie pod kątem przerostu bakteryjnego w jelicie cienkim
- badanie DAO - w kierunku nietolerancji histaminy.
- badanie z krwi w kierunku celiakii: p/c transglutaminazie tkankowe IgG i IgA oraz endomysium IgG i IgA.
- badania z krwi: ferrytyna, insulina, B12, krew utajona, lipaza, kalprotektyna, lamblia IgG i IgM.
- hormonalne: prolaktyna, testosteron, androstendion, estradiol, LH, FSH (3-5dc.)
- USG tarczycy

Część z badań wykonałam w centrum diagnostycznym w Warszawie a niektóre z nich robię z tym tygodniu, ze względu na to, że należy je wykonać w określonym dniu cyklu miesiączkowego (progesteron i prolaktyna w 21 d.c a testosteron, androstendion, estradiol. LH, FSH w 3-5 d.c.) Po odebraniu wyników i ustaleniu przyczyny otrzymam od Pani Agnieszki określoną dietę, której zamierzam ściśle przestrzegać. O szczegółach i efektach mojej współpracy z Kułaga Synergy będę Was informować na bieżąco.


Swoje pytania odnoście indywidualnych problemów z cerą, samopoczuciem wagą czy ogólnym wyglądem kierujcie pod adresem Pani Agnieszki, której wiedza i wieloletnie doświadczenie z pewnością okaże się pomocne w walce z uciążliwymi problemami. Kontakt tutaj ---> klik! 
Instagram: @agnieszkakulaga
Co zjeść przed snem?

Co zjeść przed snem?

Znasz to uczucie, kiedy wstajesz rano i już Ci się nie chce? O tym, że sen jest tak samo ważny dla naszego zdrowia co trening i dieta wiadomo nie od dziś. Organizm musi się zregenerować, obniżyć poziom stresu i nabrać sił na kolejny dzień. Jeśli Twój dzień jest intensywny, masz stresującą pracę, trenujesz czy po prostu chcesz budzić się rano w pełni sił to fakt tego, co wrzucasz wieczorem na talerz jest niezwykle ważny. Aby wstawać w pełni sił należy uruchomić pewne mechanizmy, które za to odpowiadają. Na początek jednak przeanalizuj swój sen. Czy jest wystarczająco mocny, czy zapewnia Ci odpowiednią regenerację, czy obniża poziom Twojego stresu? A może należysz do tych osób, które mają problemy z zasypianiem, przed snem przywołują na myśl wszystkie najczarniejsze scenariusze a budząc się rano czują się napuchnięci i zmęczeni?
Na początek ustalmy kilaka faktów:

FAKT 1: Posiłek po treningu jest koniecznością, nawet jeśli trenujesz późno.
FAKT 2: Zalecenie, aby swój ostatni posiłek spożywać o 18.00 to przestarzały mit (chyba, że chodzisz spać po wieczorynce). Jeśli chodzisz spać około 24.00 a wstajesz o 7.30 to ponad 13 godzin nie dostarczasz organizmowi składników odżywczych.
FAKT 3: Podczas snu nasz metabolizm nie zwalnia, przemiana materii w nocy jest jednakowa z tą w ciągu dnia.
FAKT 4: Kluczem do pozbycia się tkanki tłuszczowej jest ujemny bilans w ciągu całego dnia! Głodówka wieczorna nie ułatwi gubienia na wadze.
FAKT 5: Kolację należy zjeść na tyle późno, aby nie czuć głodu w trakcie usypiania i na tyle wcześnie, aby pełny brzuch nie zaburzył jakości snu. Sugerowane jest spożywanie kolacji na 2 godziny przed zaśnięciem.
FAKT 6: Wieczorny posiłek nie jest przyczyną Twoich problemów z wagą. Prędzej jest nią jego jakość, słone przekąski i piwo do późnego filmu czy całodniowy post, który skutkuje niepohamowanym apetytem na wieczór.
FAKT 7: Przed zaśnięciem nie jedz: białego pieczywo, tłustych sosów, smażonych potraw.

Gdy znasz już podstawowe fakty, przejdźmy do konkretów. Określ swój problem i sprawdź, jak możesz sobie pomóc.

I. Moim problemem jest płytki sen. Chcę poprawić jego jakość.
Stres, dużo emocji, bardzo aktywny tryb życia? Pozytywny wpływ na Twój sen będą miały bakterie probiotyczne, obecne w sposób naturalny w naszym organizmie (jako składnik flory jelitowej czy błony śluzowej pochwy) oraz obecne w produktach mlecznych. Konkretnie chodzi o szczep bakterii Lactobacillus. W produktach spożywczych znajdziesz je w jogurcie, kefirze, maślance, kiszonej kapuście, kiszonych ogórkach, serze parmezan, cheddar czy mozzarella. Lactobacillus wpływają na redukcję poziomu kortyzolu, hormonu uwalnianego podczas stresu. Dobrym pomysłem jest również zjedzenie kawałka gorzkiej czekolady, co prowadzi do wzrostu ilości bakterii Lactobacillus w jelitach. Na jakość snu wpływ ma również tryptofan, niezbędny aminokwas, którego nasz organizm nie jest w stanie sam wytworzyć i należy dostarczyć go z dietą. Odpowiada za prawidłowe funkcjonowanie układu nerwowego a jego niedobory powodują gorsze samopoczucie, brak energii, czy depresje. Produkty bogate w ten składnik to jaja, drób, ryby, warzywa strączkowe. Częstą przyczyną problemów z zasypianiem jest natłok myśli. Jak się wyciszyć? Klasyczna meliska czy kłącze kozła lekarskiego (waleriana) to dobre rozwiązania, z pewnością nie zaszkodzą. Dodatkowo zadbaj o to, aby Twój posiłek bogaty był w antyoksydanty zawarte w warzywach czy owocach. Wybieraj te o bardzo intensywnych kolorach  jak żółty, pomarańczowy czy zielony. Dodawaj je do swoich posiłków.
Przykładowe posiłki na dobry sen:
* sałatka z kurczakiem, kiszonym ogórkiem, parmezanem
* galaretka z indyka
* jajka sadzone, plasterki sera, pomidor
* gotowana ryba z warzywami
* gotowana pierś z kurczaka z brokułami
Unikaj:
* kawy
* coli
* alkoholu
*napojów energetycznych
Dodatkowo:
* Suplement, który może pomóc Ci w zasypianiu to kwas gamma-aminomasłowy. Redukuje stres, ułatwia zasypianie, umożliwia głęboki odpoczynek, łagodzi objawy lękowe i rozluźnia. Warto zażyc go bezpośrednio przed położeniem się do łóżka.
*

II. Walczę z nadprogramowymi kilogramami i nie wiem co zjeść przed snem, aby nie poszło mi w boczki.
Osoby będące na diecie redukcyjnej często unikają kolacji, czy posiłku po późnym treningu. To duży błąd a takie zachowania mogą przynieść odwrotny skutek. Co więc jeść późną porą, gdy nadrzędnym celem jest redukcja masy ? Zadbaj o to, aby Twój wieczorny posiłek był bogaty w wapń. Zawartość tego pierwiastka w diecie może doprowadzać do lipolizy (proces rozkładu przebiegający w tkance tłuszczowej). Świetnym rozwiązaniem będzie również wieczorne popijanie zielonej herbaty. Dzięki zawartym w niej katechinom (o czym już pisałyśmy we wcześniejszych postach) może zwiększyć się oksydacja kwasów tłuszczowych a gromadzenie tłuszczu zmniejszyć. Zielona herbata może okazać się dość pobudzająca dzięki zawartości teiny. Dobrym rozwiązaniem będzie zalanie liści i wylanie pierwszego naparu, aby następnie przygotować ten delikatniejszy.
Przykładowe posiłki na sen w trakcie redukcji masy:
* chłodnik na maślance lub kefirze z rzodkiewką i ogórkiem
* twaróg ze szczypiorkiem i cebulką
* serek wiejski z orzechami nerkowca
* pieczona ryba z warzywami
* pieczony kurczak z warzywami
* sałatka ze szpinakiem, roślinami strączkowymi i kurczakiem
* tuńczyk z warzywami
Unikaj:
* jasnego pieczywa i makaronu
* sztucznie słodzonych kefirów, koktajli, jogurtów
* słodkich soków
* dań smażonych
* masła, kabanosów, tłustych wędlin, boczku, wieprzowiny, śmietany

PAMIĘTAJ:
* niedobór snu jest odbierany przez układ odpornościowy jako stresor zewętrzny
*optymalna ilość snu na dobę to 7-8 godzin
* jeśli możesz, śpij przy otwartym oknie
* w przypadku choroby wydłuż swój sen do 10 godzin, co zwiększy odporność Twojego organizmu i przyśpieszy powrót do zdrowia
* na pół godziny przed snem unikaj spoglądania w telefon, laptop, tablet. Dobrym rozwiązaniem będzie delikatne światło żarówki i książka. W ten sposób się wyciszysz i dasz swojemu organizmowi sygnał, że powoli szykuje się do snu.

buty- Sneaker Studio 399 zł
T-shirt- Atnee 119 zł
spódnica- Forever 21 49 zł
pasek - sh
okulary - Bershka - 49 zł
Copyright © 2014 siostry bukowskie. , Blogger