Rozstrzygnięcie konkursu Słodko Zdrowe.

Rozstrzygnięcie konkursu Słodko Zdrowe.

Nawet nie wiecie jakie kłótnie wywołały Wasze zdjęcia, w sensie pozytywnym :) Bardzo trudno było nam zdecydować czyja praca powinna zwyciężyć, jedna siostra miała swoje typy a druga swoje. Poszłyśmy więc na kompromis, trochę się posprzeczałyśmy ale w końcu dało nam się wybrać. Obiecałyśmy, że nagrody powędrują do najbardziej kreatywnych osób. Mamy więc nadzieję, że podzielacie nasz wybór.
MIEJSCE 1 - zapach Michael Kors Sexy Amber + żywność ekologiczna
MIEJSCE 2 - zapach DKNY Be Delicious
MIEJSCE 3 - zestaw kosmetyków marki Maybelline
MIEJSCE 4 - żywność ekologiczna


a teraz zwycięzcy .....




uwaga.............
.
.
.
.
.
.
.


MIEJSCE 4


MIEJSCE 3

MIEJSCE 2

MIEJSCE 1


Dziewczyny, wszystkim Wam bardzo dziękujemy za zaufanie. Wybór był trudny ale to Wy okazałyście się najbardziej kreatywnymi i zwariowanymi czytelniczkami Słodko Zdrowe. Pachnące prezenty wędrują w Wasze ręce, napiszcie do nas koniecznie wiadomość prywatną na Insta @siostrybukowskie <3 div="">
Moje problemy z cerą. Szczera spowiedź.

Moje problemy z cerą. Szczera spowiedź.

Moja pierwsza krosta (bo nie lubię określenia pryszcz, ale nie ma co ściemniać, są to po prostu pryszcze) wyszła mi jakoś w drugiej gimnazjum. Miałam wtedy 15- 16 lat. Od tamtej pory moja cera przeżywa gorsze i lepsze chwile, ale jeszcze nigdy nie było okresu dłuższego niż trzy miesiące, kiedy cieszyłam się czystą buzią bez jakichkolwiek zmian. Odwiedziłam wielu specjalistów, którym z perspektywy czasu chętnie odebrałabym uprawnienia bo "kuracje" na jakie mnie skazywali niejednokrotnie sprawiały, że przechodziłam piekło. Maści wręcz wypalające skórę i zostawiające przebarwienia, kremy, po których stosowaniu cerę miałam tak tłustą, że nie mogłam nawet pomalować oczu bo wszystkie kosmetyki mi się odbijały, kuracje hormonalne, gdzie piersi tak mnie bolały, że nie mogłam ich dotknąć albo miałam okres dzień w dzień przez miesiąc czasu... Mam wrażenie, że wszystkie te nieudolne próby i błędy sprawiły, że moja gospodarka hormonalna jest tak rozregulowana, że już nigdy nie będę miała gładkiej skóry (choć chcę wierzyć, że to się jeszcze zmieni). Pamiętam wizytę u pewnej Pani dermatolog. Za całe 200 zł dowiedziałam się, że muszę odstawić słodycze i tłuste jedzenie, pić więcej wody i jeść warzywa oraz zacząć chodzić bez makijażu. Usłyszała to osoba, która w tamtym czasie byłą wegetarianką, cukier jadła raz w tygodniu w postaci gałki loda i wypijała 3 litry wody dziennie. Sugerowałam Pani Doktor, że swoje rady kieruje do niewłaściwej osoby bo ja to wszystko robię. Usłyszałam, że widocznie za mało, po czym otrzymałam zalecenie zakupu pianek i toników pewnej marki, z którą Pani Doktor współpracowała (nie wiem czy wiecie, ale lekarze często przepisują dany produkt bo zwyczajnie w świecie mają procent od sprzedaży). Oczywiście te marne produkty w niczym mi nie pomogły, Pani Doktor skasowała dwie stówki i poszła do domu a gdy zadzwoniłam po miesiącu powiedzieć, że jej zalecenia nie działają i czy mogłabym prosić o uzupełnienie naszej wizyty to usłyszałam, że oczywiście, za kolejne dwie stówki. Warto dodać, że była to prywatna renomowana przychodnia obok siłowni, do której regularnie chodzę. Podobnych przygód było wiele. Pamiętam, że stresowały mnie wyjazdy klasowe na basen, studniówkowy bal czy zajęcia wfu. Na biwakach spałam w makijażu. Wolałam obudzić się z napuchniętą i obolałą twarzą niż publicznie pokazać się w takim stanie. Najbardziej stresujące były dla mnie publiczne wyjścia, gdzie flesze obnażają każdy mankament. Często miałam wrażenie, że ludzie w rozmowie ze mną nie widzą niczego więcej, poza czerwonymi punktami. Dodatkowym problemem okazał się fakt, że psychicznie nie dźwigałam problemu. Nie wiem czy koś z Was słyszał o trądziku neuropatyczym. Jest to postać trądziku o podłożu psychicznym, kiedy zmiany zaostrzają się dodatkowo przez ciągłe skubanie i rozdraptywanie krost. Wiem, co czują wszystkie osoby żyjące z trądzikiem, wiem jakie mają myśli, jak ciężko jest im o samoakceptację i z jaką zazdrością spoglądają na osoby, które nigdy nie doświadczyły tego problemu. Dziś jestem dużo starsza, inaczej patrzę na sytuację i nareszcie czuję, że chyba nie muszę już się z tym kryć. Chciałabym przekazać swoje słowa wsparcia wszystkim tym, którzy borykają się z własnymi kompleksami. Nieważne czy jest to krzywy zgryz, brzydki nos, nadwaga, rozstępy czy zakola, każdy nasz demon skutecznie odbiera radość z życia. Chciałabym poradzić Wam jak się tym nie przejmować ale dziś jeszcze tego nie wiem. Jak tylko uda mi się znaleźć odpowiedź na pytanie to z pewnością się nią z Wami podzielę. Mogę jedynie powiedzieć, że jestem z Wami, wspieram i rozumiem bo wiem, przez co możecie przechodzić. Ta presja idealnego życia, pięknego Instagrama, nieskazitelnych zdjęć i grubego portfela powoli zaczyna mnie tak irytować, że mam ochotę wykupić ogromny billboard na środku Warszawy z napisem ŻYCIE TAK KURWA NIE WYGLĄDA. Może zrzucimy się razem na taki napis? Bez sensu wydamy pieniądze bo i tak nikt nas nie posłucha ale przynajmniej sobie ulżymy :)


To, co widzicie na zdjęciu powyżej to nie jest najgorszy stan. Powiedziałabym nawet, że jeden z lepszych bo łatwo można ukryć je pod makijażem. Najgorsze są odstające krosty, takich nie ma już jak zapudrować. Mało mam zdjęć prezentujących moją cerę bo zwyczajnie w świecie nie lubię sobie takich robić. Robię je tylko wtedy, gdy muszę wcześniej wysłać lekarzowi albo kosmetolog, nie chcę sobie psuć humoru. Nie zawsze jednak mam taką twarz. Bywają momenty, choć niesamowicie rzadkie, kiedy na twarzy nie ma ani jednej krostki a cera jest wręcz idealna. Zdjęcie poniżej zostało zrobione jakoś ponad miesiąc temu, kiedy moja cera była niczym jak u niemowlęcia. Może słabo widać ale mam tu na sobie jedynie matujący puder. 

Najgorzej goją się blizny ale to już moja wina bo niepotrzebnie rozdrapuję zmiany. Czy chciałabym pozbyć się problemu, mieć cudowną cerę i cieszyć się życiem bez makijażu? Pewnie tak. Czy to sprawiłoby, że byłabym szczęśliwszym człowiekiem. Nie wiem. Myślę, że nie. Kochać siebie i swoje ciało to nie problem, kiedy wyglądasz idealnie. Gorzej jest zaakceptować siebie ze swoimi wadami i niedoskonałościami, nauczyć się z nimi żyć i pogodzić się z tym, że życie nie zawsze sprawiedliwie rozdaje karty w pewnych kwestiach. Ale nie poddaję się, cały czas walczę. w Tym miesiącu robię specjalistyczne badania, które mam nadzieję pomogą mi określić przyczynę i zażegnać problem. Będę informować Was na bieżąco jak się sprawy mają. Zachęcam również do podzielenia się swoją historią w komentarzu. Wszystko przeczytam i postaram się coś poradzić
 w miarę swoich umiejętności psychologicznych :)
Węgry, czyli moja relacja z pobytu w Budapeszcie.

Węgry, czyli moja relacja z pobytu w Budapeszcie.

Biorąc pod uwagę Wasze zainteresowanie tematem podróżowania, wrzucam kolejnego posta na temat mojej małej wycieczki. Jakiś czas temu miałam okazję po raz pierwszy w życiu pojechać na Węgry. Budapeszt to zachwycające miejsce, z resztą przekonajcie się sami. My sami zostaliśmy zachęceni do wycieczki przez znajomych i jedno jest pewne, już chcemy tam wracać.
O stolicy.
Budapeszt, czyli stolica i największe miasto Węgier, przez wiele osób nazywane Paryżem Wschodu, położone nad Dunajem. Formalnie powstało w XIX wieku, w wyniku połączenia ze sobą dwóch miast: Budy i Pesztu. Budapesz od samego początku nas oczarował i nic dziwnego, w końcu jego historyczna część praktycznie w całości została wpisana na światową listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Niestety, mieliśmy tylko dwa dni a to zdecydowanie za mało, aby zobaczyć wszystkie, warte odwiedzenia miejsca. Mam jednak nadzieję, że to co udało mi się zwiedzić zainteresuje Was do tego stopnia, że zdecydujecie się na wyjazd. Historyczną część Budapesztu spokojnie możecie zwiedzić na własnych nogach, bardzo odległe miejsca wymagają już jednak komunikacji miejskiej bądź rowerowej. Możecie w to nie uwierzyć ale w ciągu tych trzech dni zrobiliśmy 90 km (70 km pieszo + 30 km rowerem) po prostu zwiedzając. Trafiła nam się cudowna i bardzo słoneczna pogoda, więc wróciliśmy opaleni jak po tropikalnym urlopie.

Obowiązkowym punktem wycieczki do stolicy powinno być Wzgórze Zamkowe wraz z Zamkiem Królewskim. Idąc na zamek mieliśmy nadzieję, że czeka nas coś w stylu krakowskiego Wawelu. Niestety, został on bardzo zniszczony w trakcie wojny, wobec czego nie zachowały się królewskie apartamenty czy sale balowe, które tak bardzo lubię oglądać. Koniecznym punktem wycieczki jest również Plac Bohaterów, czyli pomnik poległych w I WŚ, Bazylika św. Stefana, Opera Narodowa czy najczęściej spotykany symbol Budapesztu- węgierski Parlament. Już sam budynek Parlamentu zapiera dech w piersiach. To największy i najwyższy budynek w stolicy, który warto zobaczyć w nocy. My zafundowaliśmy sobie nocną wycieczkę statkiem wzdłuż rzeki, dzięki czemu widok na miasto był jeszcze bardziej oszałamiający. Przy Dunaju jest mnóstwo statków wycieczkowych, których różnorodność jest ogromna. Możecie wybrać opcję rejsu z obiadem w cenie, pizzą i piwem, ludowymi tańcami, orkiestrą na żywo czy animacjami. My zdecydowaliśmy się na standardową opcję bez udziwnień, półtorej godziny rejsu to kwota 12,5 euro  od osoby (ok. 53 zł). Jeśli ktoś miałby ochotę wejść do środka Parlamentu to jest taka możliwość, są organizowane wycieczki z przewodnikiem, który oprowadza po salach głosowań. My niestety nie skorzystaliśmy z tej możliwości z powodu braku czasu. To jeden z tych powodów, dla których koniecznie muszę wrócić na Węgry.

W granicach miasta Budapeszt, na Dunaju, leży wyspa św. Małgorzaty. Ma 2,5 km długości i została sztucznie utworzona z trzech leżących obok siebie wysepek. Znajdują się na niej głównie hotele, obiekty sportowe, piękne fontanny i mnóstwo zieleni. Warto odhaczyć to miejsce, szczególnie dla tych, którzy potrzebują wypocząć od miejskiego zgiełku. Na słynną wyspę  można dotrzeć pieszo, statkiem albo rowerem. My odwiedziliśmy ją na rowerze miejskim Donkey Republic. Można go wypożyczyć w wielu różnych miejscach. Koszt to około 35 zł za 6 godzin. Cena jest wyższa niż w przypadku naszych warszawskich rowerów miejskich, jednak standard rowerów Donkey jest nieporównywalny.
Bardzo urzekły mnie hale targowe, na których sprzedawane są świeże warzywa i owoce, przyprawy, sery, pieczywo, wina, pamiątki. Można w nich również znaleźć urokliwe knajpki z jedzeniem czy piekarnie. Polecam każdemu spróbowania węgierskich wypieków, są niepowtarzalne. Nie mam pojęcia jak nazywały się ciastka, które jadłam, ale smakowały wyjątkowo. Hali jest kilka, najbardziej znana jest Centralna Hala Targowa, która z zewnątrz przypomina dworzec.

W końcu kilka słów o wzgórzu Gellerta. To przepiękne, liczące 235 metrów wzgórze, mieści się w samym centrum stolicy. Jego nazwa pochodzi od imienia biskupa misyjnego, który został zamordowany przez pogan właśnie w tym miejscu. Pomnik upamiętniający biskupa znajduje się tuż nad wodospadem i zwrócony jest w stronę mostu Elżbiety. Samo wzgórze to wspaniały punkt widokowy na całe miasto (szczególnie polecam wybrać się tam nocą, skąd widać przepięknie oświetlone mosty czy Parlament). Ważnym elementem wzgórza jest również Pomnik Wolności, powstały po II WŚ. Rzeźba przedstawia kobietę trzymającą w rękach gałązkę- symbol pokoju.
Nasz hotel.
Hotel Gellert to zdecydowanie jedno z najpiękniejszych miejsc, w jakich miałam okazję spać. Budynek w całości jest utrzymany w stylu secesyjnym, powstał w roku 1918 a najlepszą jego atrakcją są słynne na całym świecie łaźnie Gellerta z wodą termalną. Położony jest u samych stóp wspomnianego wyżej wzgórza, jedząc więc poranne śniadanie na hotelowym tarasie towarzyszy Ci widok na Dunaj i wzgórze, zapierający dech w piersiach. Kojarzycie może The Grand Budapest Hotel z Ralphem Fiennes`em? Wszyscy fani tego filmu koniecznie muszą odwiedzić hotel Gellerta, nigdzie nie poczujecie tak klimatu filmu jak właśnie w tym miejscu. Cena za noc w dwuosobowym pokoju waha się w okolicach 500 zł (w zależności od wielkości i usytuowania balkonu). My mieliśmy pokój z widokiem na Dunaj, więc pół nocy spędziliśmy na balkonie, zachwycając się widokiem. Jeśli planujesz wycieczkę do Budapesztu warto jest choć jedną noc spędzić w tym magicznym miejscu. Korzystanie z łaźni jest dużo tańsze dla gości hotelowych ( 9 euro), przepyszne śniadanie z ogromnym wyborem wliczone jest w cenę a doznania estetyczne bezcenne.

Gdzie zjeść lokalne jedzenie tanio i pysznie?
Szczerze polecam restaurację Frici Papa Kifozdeje, serwującą smaczną węgierską kuchnię. Kanjpa obiektywnie nie jest ładna, nie ma w niej stolików na zewnątrz, przypomina raczej bar z tanim i niskiej jakości jedzeniem ale to tylko złudzenie. Gościliśmy w niej dwa razy i za każdym razem było 100 % obłożenie, mieliśmy szczęście że nie przyszło nam stać w długiej kolejce. Zamówiłam gulasz węgierski z ryżem jaśminowym i ogórkiem kiszonym i nawet teraz, na samą myśl o tym daniu, cieknie mi ślinka. Za 5 euro zjesz pyszny, tradycyjny, węgierki obiad. Obsługują w niej przemili starsi panowie, którzy pomimo swojego wieku, dobrze mówią po angielsku więc bez problemu się dogadasz.

Obowiązkowym punktem wycieczki na Węgry jest skosztowanie kurtoszkołacza, czyli tradycyjnego drożdżowego smakołyku, wypiekanego na żywym ogniu. Dziś z łatwością kupisz go pod nazwą kołacz w miejscach turystycznych jak Zakopane czy Międzyzdroje ale nigdzie nie smakuje tak pysznie, jak w Budapeszcie (wiem, bo sprawdziłam). Polecam Wam opcję z cynamonem i kakao albo na słono, z buritto lub kiełbaską.

Lokalny przysmak: langosz. Długo zastanawiałam się, czy faktycznie mam na to ochotę ale stwierdziłam, że póki nie spróbuję to się nie dowiem. Specjał zdecydowanie nie dla mnie, ale warto zawsze zbierać nowe doświadczenia. Smażone na głębokim oleju ciasto jak do pączków, podawane ze śmietaną i startym żółtym serem (w wersji tradycyjnej) lub w wielu innych wariantach, łącznie z nutellą czy owocami. Mnóstwo tłuszczu i kalorii a smak praktycznie żaden. Ale spróbujcie i oceńcie sami. Langosz jest tani i można go dostać w większości barów szybkiej obsługi.


Ceny w Budapeszcie.
Są zbliżone do naszych polskich, szczególnie tych warszawskich czy krakowskich. Wiadomo, niektóre produkty są tańsze u nas a droższe tam i na odwrót, ale generalnie nie odczuwa się większej różnicy. Warto jednak płacić w lokalnej walucie (forint węgierski) ponieważ płacą w euro często kwota jest wyższa.

Jak się tam dostać?
Opcji jest wiele, warto sprawdzać loty w korzystnych cenach bo często można trafić coś atrakcyjnego za grosze. My wybraliśmy się autem z Krakowa, łącznie nie całe 400 km.

Wierny towarzysz.
W trakcie wyjazdu towarzyszył mi mój niezastąpiony kompan wakacyjnych wyjazdów- Semilac. Postawiłam na delikatny manicure z elementami oka, wykonany przy pomocy fuksji i srebra. Do zdobień wykorzystany został czarny żel do zdobień. Pomimo trudnych dla lakieru do paznokci warunków, przez cały swój pobyt cieszyłam się idealnym manicure bez jakichkolwiek odprysków. Szczerze polecam takie rozwiązanie, zwłaszcza dziewczynom, które planują aktywne wakacje. Słona i chlorowana woda czy wysokie temperatury to największy wróg klasycznego lakieru, dlatego jeśli jeszcze tego nie zrobiłaś, koniecznie zastąp go wersją hybrydową. Taki manicure możesz wykonać samodzielnie w domu, wystarczy, że zamówisz sobie domowy zestaw od Semilac. Wszystkie potrzebne informacje znajdziesz tutaj ---> klik! 

To tyle, jeśli chodzi o moją wycieczkę do Budapesztu. Koniecznie dajcie znać czy posta Wam się podobał i czy tego typu wpisy są przydatne. Jestem również ciekawa, kto z Was miał okazję zwiedzić tę stolicę? Dajcie znać w komentarzach. Wybaczcie proszę jakość zdjęć, niestety wszystkie robiłam telefonem ponieważ zapomniałam aparatu ale obiecuję, że poprawię się przy okazji kolejnych relacji.
Torcik od serca na Dzień Taty. Mocno czekoladowy, bardzo kokosowy i bez glutenu.

Torcik od serca na Dzień Taty. Mocno czekoladowy, bardzo kokosowy i bez glutenu.

Dzień Taty już za dwa tygodnie. 23 czerwca to dzień, w których wszystkie córki i synowie dziękują swojemu tacie za lekcje pływania, pomoc przy odrabianiu matematyki, za bycie złotą rączką i strażnikiem całego domu a przede wszystkim za ogromną miłość do mamy i nas samych. Zrobienie prezentu tacie nie jest takim łatwym zadaniem. Jeśli Twój tata nie należy do zwolenników mody, więc krawat czy koszula nie sprawią mu przyjemności a kwiatów nie lubi otrzymywać bo uważa, że to babskie, mamy dla Ciebie lepsze rozwiązanie. Nic nie cieszy tak bardzo jak prezent od serca, zwłaszcza ten, który temu sercu służy. Zamiast kupować sklepowe opakowanie Rafaelllo czy Merci przygotuj słodką pyszność własnoręcznie. Nasz tata uwielbiam wszystko co bardzo słodkie (w końcu słodzi kawę czterema łyżeczkami cukru i niestety nie potrafimy z tym walczyć) a ta opcja wypieku nawet jemu smakuje ! Torcik jest bardzo wilgotny w środku, intensywny w smaku a jednocześnie odżywczy, bo oparty na wartościowych produktach. Upiecz swojemu tacie nasz Torcik od Serca i przekonaj się sama, ile w nim miłości.
Czego potrzebujemy?
składniki na brązowe ciasto:
- trzy jajka
- trzy banany
- dwie puszki czerwonej fasoli
- tabliczka gorzkiej czekolady
- 9 łyżek masła klarowanego
- 3 łyżki kakao
- łyżeczka sody oczyszczonej
- pół szklanki ksylitolu (lub więcej, w zależności od preferencji)
- 100 g rodzynek
- płaska łyżeczka proszku do pieczenia

składniki na kokosową masę:
- 4 łyżki serka mascarpone
- 100 g wiórków kokosowych
- puszka mleczka kokosowego (część stała)
- 5-6 łyżek ksylitolu (lub więcej, w zależności od preferencji)

do ozdoby:
- świeże owoce

Jak to zrobić?
1. Piekarnik rozgrzej do temperatury 180 st.C
2. Fasolę dokładnie wypłusz, banany obierz ze skórki, czekoladę połam na kostki.
3. Wszystkie składniki na brązowe ciasto (z wyjątkiem rodzynek) przełóż do dużej miski i dokładnie zblenduj na gładką masę. Spróbuj ciasta i jeśli uznasz, że jest zbyt mało słodkie, dodaj więcej ksylitolu.
4. Do brązowej masy dodaj rodzynki, dokładnie wymieszaj.
5. Masę przelej do okrągłej tortownicy i wstaw do piekarnika na 30 minut a w trakcie pieczenia przygotuj kokosową masę.
6. Wszystkie składniki na masę kokosową dokładnie wymieszaj w dużej misce i wstaw do lodówki. Jeśli uznasz, że jest zbyt mało słodka, możesz dodać więcej ksylitolu.
7. Upieczone ciasto odstaw do całkowitego wystudzenia a następnie wstaw do lodówki na około godzinę.
8. Jeśli góra Twojego torciku upiekła się nierównomierne, tworząc górkę lub gródki, zetnij ostrym nożem wierzch tak, aby powstała równomierna i gładka powierzchnia, na która z łatwością nałożysz kokosową masę.
9. Wierzch tortu posmaruj schłodzona masą kokosową. Uwaga, ciasto musi być bardzo zimne, w przeciwnym razie masa zacznie się topić.
10. Torcik ozdób owocami. 
11. Przechowuj w lodówce.


Dajcie znać, czy przepis Wam się podoba. Jeśli tak to czekamy na jakieś piękne zdjęcia, które mogłybyśmy udostępnić na naszym Instagramie @siostrybukowskie A fotkę poniżej robiłam telefonem, na trzy sekundy przed pochłonięciem ciasta bo tak bardzo nie mogłam się doczekać. Dlatego jest dość mało wyraźne i niekoniecznie artystyczne, ale dokładnie obrazuje, jak wyglądają zdjęcia jedzenia gdy już bardzo masz na to coś ochotę.

Miłego weekendu !
Gdzie warto zjeść w Krakowie, czyli przepyszne śniadanie za 20 zł z kawą w cenie.

Gdzie warto zjeść w Krakowie, czyli przepyszne śniadanie za 20 zł z kawą w cenie.

Wasza żywa reakcja na naszą ostatnią relację na Insta Story odnośnie oszukanych knajp była tak duża, że nie mogłyśmy przejść obok tego tematu obojętnie. Musimy jednak coś sobie wyjaśnić - nie jesteśmy restauratorkami czy ekspertkami z zakresu żywienia zbiorowego, mamy jednak swoje własne (subiektywne) odczucia i przemyślenia na temat pewnych zwyczajów polskich restauracji. Nie godzimy się na korzystanie z półproduktów, sosy z torebki, keczup z opakowań zbiorczych, budyń z saszetki czy bitą śmietanę w sprayu. Jeśli płacisz za danie to masz prawo wymagać. Masz również prawo oddać jedzenie, jeśli coś Ci w nim nie pasuje a w interesie obsługi i właścicieli jest zrobić wszystko, abyś wyszedł zadowolony. Nie chodzi o to, aby każdy zachowywał się teraz jak kapryśny i rozmarudzony dzieciak, który chodzi i hejtuje licząc na to, że knajpa odpuści mu rachunek czy wręczy piwo w ramach rekompensaty. Tu chodzi o zwykłą uczciwość. Jeśli więc zostałeś dobrze obsłużony, wychodzisz z pełnym brzuchem i uśmiechem na twarzy to odwdzięcz się. Twoja pozytywna opinia wystawiona w sieci dużo znaczy dla restauratorów. To samo tyczy się sytuacji, gdy ewidentnie coś zawiodło. Pisząc o tym na forum pomożesz uniknąć innym osobom bezsensownego wydania pieniędzy. Wchodzisz w to ?

Żeby nie było, że na starcie już się czepiamy, zaczniemy o pozytywnej opinii. Jeśli jesteś z Krakowa lub wybierasz się tam w niedalekiej przyszłości to koniecznie zjedz śniadanie w restauracji Moment przy ulicy Estery 22 na krakowskim Kazimierzu!

Zacznijmy od tego, że Kazimierz to część Krakowa, która od powstania do początku XIX wieku była samodzielnym miastem a przez wiele wieków był miejscem, gdzie kultura chrześcijańska przenikała się z żydowską. Obecnie jest to obowiązkowy punkt do odhaczenia dla każdego turysty przybywającego do Krakowa i serce życia nocnego. Poza kawiarniami, restauracjami, hotelami, muzeami i pubami odbywają się tam również liczne festiwale jak Festiwal Kultury Żydowskiej czy Święto Chleba.

Jeśli więc zamierzasz zwiedzić tę historyczną część miasta, wpadnij na śniadanie do Momentu. Za 20 zł zjesz przepyszne śniadanko z kawą w cenie. Szczególnie polecam śniadanie energetyczne, w którego skład wchodzi awokado, łosoś, dwa jajka w koszulkach, sałatka, pieczywo, serek twarogowy, i słodki chlebek bananowy. Drugą propozycją, w szczególności polecam tę opcję weganom i wegetarianom, jest opcja wegańskiego śniadania z hummusem, warzywną pastą, pysznym pieczywem, sałatką z tofu i słodkim wegańskim deserkiem. To jak, zainteresowani?

Dajcie znać, jak podobał się wpis i czy chcecie więcej tego typu postów. Jest wiele miejsc, które chętnie Wam zarekomendujemy i tych, przed którymi ostrzegamy. A może są miejsca, przed którymi Wy chcielibyście ostrzec innych albo do których odwiedzenia możecie zachęcić? Śmiało piszcie w komentarzach!

Copyright © 2014 siostry bukowskie. , Blogger