Jak to jest z tym tłuszczem?

Jak to jest z tym tłuszczem?


Pamiętacie pierwszą lekcję zdrowia w szkole podstawowej? Poza piramidą żywienia sporo się od tamtej pory zmieniło. Otyła Pani od biologii, która w trakcie przerwy szkolnej wypalała cztery fajki, uczyła dzieci o tym, że aby zrzucić zbędne kilogramy trzeba odstawić tłuste jedzenie, jeść warzywa i owoce i więcej się ruszać, a tłuszcz pochodzenia zwierzęcego to już w ogóle śmierć na miejscu. Wtedy prym wiodły białe bułki kajzerki z szynką, masłem i serem. Mama zawsze wkładała nam do śniadaniówki kanapkę i coś słodkiego, Pawełka albo 3Bita, czasem MilkyWaya. Przełom XX i XXI wieku to specyficzny okres w dziejach polskiego żywienia. Ostatnio znalazłyśmy zalecenia lekarskie dla naszego dziadka, które miały pomóc dziadkowi zwalczyć nadciśnienie i cukrzycę. Dziadek miał masło zastąpić margaryną do smarowania, cukier słodzikiem (pamiętacie te plastikowe pudełeczka ze słodką tabletką 0 kcal?) a białe pieczywo chrupkimi chlebkami. Okres ten to czas, kiedy Polskę opanował strach przed masłem i masowo zaczęto zastępować je margaryną, o której dziś już chyba niewiele osób pamięta. Biedne masło, tyle transformacji musiało przejść i przeistoczyć się raz w margarynę, raz w masło ghee, żeby w końcu zostać uznanym przez dietetyków jako produkt, który nie jest zabójczy i niebezpieczny. To wtedy na półki zaczęły trafiać odtłuszczone jogurty, mleka sojowe i dietetyczne wafle. Bo tłuszcz to dla wielu synonim za ciasnych ubrań, fałdek i amerykańskich burgerów. Nie chcemy fałdek, więc nie lubimy tłuszczu ! Potem przyszedł okres studniówek - nowy czas w dziejach ewolucji strachu wobec tłuszczu. Dziewczyny masowo przechodziły na diety kapuściane i białkowe. Przez miesiąc przed wielkim balem jadło się cokolwiek, byle bardzo mało, aby zmieścić się w wymarzoną sukienkę. Szczęście miały te, które zostały porzucone w tym czasie przez chłopaka bo brak apetytu przychodził im naturalnie. Wszystkie inne musiały katować się głodowymi dawkami 'czegokolwiek' a bułki kajzerki, spakowane rano przez mamę, spektakularnie lądowały w koszu na śmieci, jak w amerykańskich filmach o anorektyczkach. Miałam koleżankę w klasie, która przez pół roku jadła tylko raz dziennie to, co udało jej się kupić w szkolnym sklepiku. Zupka chińska, Bake Rollsy, Princessa albo drożdżówka, do tego modny wtedy Mountain Dew (ten wściekle neonowy w kolorze Grincha) lub soczek Cappy. Chudła w oczach i bardzo jej wtedy zazdrościłam. Raz nawet próbowałam przejść na jej dietę, niestety poległam już po pierwszym dniu, kiedy okazało się że musiałabym wydawać w sklepiku 10 zł dziennie, 70 zł tygodniowo i 280 zł miesięcznie, a wówczas moje oszczędności wynosiły minus 120 zł. W naszej rodzinie od zawsze jadło się tłuszcze, w szczególności masło. Udało nam się przetrwać modę na margarynę, która w naszym domu nigdy nie wyparła klasycznej Osełki. Pamiętam doskonale drobiowe galarety mamy, smażony boczek babci, kaszankę, białą kiełbasę i śmietanowe ciasta w niedzielę. Jako osoba, która na codzień zajmuje się gotowaniem wiem, że tłuszcz to nośnik smaku i nie da się bez niego stworzyć wyjątkowej potrawy. Chcielibyśmy, aby jedzenie było pyszne, ale pozbawione tłuszczu a nasze sylwetki smukłe, ale bez większych wyrzeczeń. Tylko skąd przekonanie, że to ograniczenie tłuszczu jest kluczem do wymarzonej wagi? A przecież tłuszcz ma tak wiele zalet: pozwala zachować sprawny umysł, sprawia że skóra jest gładka a włosy lśniące, dostarcza najbardziej skoncentrowanej energii, rozpuszcza witaminy i reguluje metabolizm. Owszem, dostarcza więcej kalorii niż węglowodany czy białko, ale to nie on jest winien rosnącemu wskaźnikowi nadwagi na świecie. Więc co? Winna jest zawsze głowa: lenistwo, pazerność, próżność. Jeśli wyplewisz ze swojego charakteru te cechy, tłuszcz nie będzie Cię przerażał. Wybieraj dobre źródła tłuszczu, ciesz się smakiem pysznych potraw i przede wszystkim bądź HAPPY, bo bez szczęśliwej głowy nie ma szczęśliwego ciała.



Jakich produktów, bogatych w tłuszcz, należy unikać?
  • słodycze, gotowe wypieki w paczkach (gdy w składzie produktu znajdziesz olej palmowy- odłóż go na półkę)
  • pakowane wędliny, kiełbasy, szynki
  • gotowe dania ze słoika i z puszki
  • dania mrożone typu pizza, lasagne
  • przemysłowe kwasy tłuszczowe trans, czyli utwardzone oleje roślinne: frytki, chipsy, fast food, słodycze, paluszki, krakersy, pączki, herbatniki, biszkopty
  • margaryna w kostce
  • zupy w proszku
  • majonez, sosy majonezowe
 Więcej na temat tłuszczów trans już wkrótce. 

WARTO WIEDZIEĆ: w przyrodzie tłuszcze trans występują w mleku i przetworach mlecznych oraz w mięsie ale te naturalne tłuszcze trans nie są szkodliwe dla zdrowia, ponieważ mają inny profil kwasów tłuszczowych niż przemysłowe tłuszcze trans

Które produkty są bogate w wartościowe tłuszcze?

  • ryby morskie (łosoś, makrela, śledź, sardynki)
  • oliwa z oliwek
  • oleje roślinne (rzepakowy, słonecznikowy, lniany, kukurydziany, z pestek winogron, sezamowy, z orzechów, z pestek dyni)
  • orzechy (nerkowca, włoskie, brazylijskie, laskowe, pistacje, fistaszki)
  • mak
  • awokado
  • siemię lniane
  • ser kozi, parmezan, Grana Padano
  • mleko kokosowe, olej kokosowy, płatki kokosowe
  • masło orzechowe, krem z kasztanów
  • nasiona chia
  • wołowina
Życie z rozstępami. Opowieść naszej czytelniczki.

Życie z rozstępami. Opowieść naszej czytelniczki.

Podobno w pogoni za marzeniami o idealnym wyglądzie współczesna kobieta jest w stanie zainwestować każdą kwotę, aby jak najbardziej zbliżyć się do stereotypowego wyobrażenia o ideale. Jaki jest ideał w 2018 roku? Z pewnością dużo bardziej niedościgniony niż jeszcze 10 lat temu. Nie ma w nim miejsca na cellulit, rozstępy i pryszcze. W pewnych środowiskach implanty piersi czy botox stały się swego rodzaju standardem, jakby kobiecie nie wypadało się starzeć czy przytyć. Jak w tej rzeczywistości mają odnaleźć się osoby, których niedoskonałości na stałe wpisały się w wygląd zewnętrzny? Człowiek, bez względu na płeć, chce się dobrze czuć we własnym ciele, ale czy nie jest przypadkiem tak, że to nam, kobietom, przyszło spełniać dużo bardziej wymagającą rolę? Wczoraj przeglądałam pewną ankietę, przeprowadzoną wśród przechodniów na rynku we Wrocławiu. Pytano o to, czego zażyczyliby sobie od złotej rybki, która mogłaby spełnić ich jedno życzenie. Dokładnie przeanalizowałam odpowiedzi, zawarte w formie tabelki i nie jestem zszokowana faktem, że ludzkie pragnienia są do siebie niesamowicie zbliżone. Wyobrażamy sobie siebie w ciepłych krajach pod palmą, w marmurowej willi na garnku złota albo na jachcie pod błękitną chmurką i do głowy nam nie przychodzi, że jest pewien aspekt, który warunkuje każde to pobożne życzenie. Zdrowie. Bez zdrowia nie byłoby piękna i bogactwa a jeśli nawet, to nie dawałoby to żadnej uciechy, bo naczelnym celem człowieka jest życie. Dziś synonimem piękna są dla nas gwiazdy z Instagrama, których milionowa rzesza fanów każdego dnia rozpływa się w zachwycie nad roznegliżowanymi zdjęciami. Są dla nas synonimem spełnienia, siły, kariery, odwagi... A dla nas piękno kobiety tkwi w jej sile i doświadczeniu, w tym, żeby miała w sobie na tyle determinacji, aby każdy cios od losu traktować jak wyzwanie a nie porażkę.  Pewność siebie i poczucie kobiecości można odnaleźć w każdej kobiecie, zwłaszcza w tej, która doświadczyła w życiu trudu, choroby czy niezczęścia. Dzisiejsza historia Kamili to opowieść o tym, aby nauczyć się cieszyć tym, co dał nam los.

Historia Kamili, 24 lata.
" Moja historia zaczęła się, gdy byłam nastolatką. Mając 16 lat zachorowałam na błoniaste kłębuszkowe zapalenie nerek. Główne objawy choroby to białkomocz, czyli ilość wydalanego białka w moczu przekracza 3,5 g na dobę. Gdy po raz pierwszy trafiłam do szpitala wskaźik ten wskazywał 16 g. Z powodu choroby musiałam przerwać naukę, uczyłm się indywidualnie w domu w czasie przepustki ze szpitala.W sumie moje nauczanie indywidualnie potrwało aż 3 lata. Nauczyciele byli wobec mnie bardzo wyrozumiali, wspierali mnie i robili wszystko, aby ułatwić mi ten piekielnie trudny dla mnie okres. Dodatkowo, w tym samym czasie zostawił nas ojciec, co ja i brat wyjątkowo przeżyliśy. Większość dni spędzałam w szpitalu z mamą u boku, która okazała się moim największym wsparciem i to dzięki niej przetrwałam trudy związane z chorobą. Mama znosiła moje żale, płacz i fochy, była dla mnie jak Anioł Stróż, który całą noc czuwał u boku na twardym szpitalnym krześle. Aby zatrzymać stan zapalny leczono mnie sterydami, to bardzo efektywne leki o wyjątkowo szybkim działaniu ale ich skutki uboczne są ogromne. Patrzyłam, jak każdego dnia moje ciało coraz bardziej się zmienia bo anaboliki mają ogromny wpływ na gospodarkę hormonalną organizmu. Z każdym dniem miałam wrażenie, że coraz mniej przypominam siebie. Puchłam a moja twarz przypominała piłkę, nie poznawały mnie nawet osoby z najbliższego otoczenia. Do szpitala trafiłam jako normalna nastolatka z przeciętną wagą 58 kg, a w ciągu raptem trzech miesięcy przytyłam ok. 20 kg, co było dla mnie chyba najtrudniejsze. Moje ciało pokryło się licznymi rozstępami na brzuchu, udach, rękach, piersiach, kolanach i na zawsze już mnie zmieniły. W tej chwili żyję z chorobą już 8 lat. Każdego dnia marzę o tym, że jeszcze kiedyś bez skrępowania ubiorę dwuczęściowy kostium kąpielowy. Mimo tego, że moje ciało tak bardzo ucierpiało chciałabym, aby każda z kobiet mających podobny problem uwierzyła w to, że można być bardzo szczęśliwym, będąc przy tym tak bardzo niedoskonałym. Są ludzie mający dużo poważniejsze problemy niż rozstępy. Najważniejsze jest życie, zdrowie, to, że możesz pójść o własnych siłach tam, dokąd chcesz, a nie leżysz przykuty do szpitalnego łóżka. Od niedawna zaczęłam również korzystać z masaży i różnych zabiegów kwasami. Wygląd mojej skóry poprawia się, bardzo pomocne okazały się też rozmowy z Panią psycholog, która pomogła mi przez to wszystko przejść. Dziś dziękuję losowi za to, że jestem zdrowa i samodzielna ale przede wszystkim dziękuję moje mamie, bo bez niej by mi się nie udało. Choroba udowodniła mi też czym jest prawdziwa miłość, najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałam: "Córciu, nawet nie wiesz, ile bym dała żeby się z Tobą zamienić, żeby Ci jakoś ulżyć w tym wszystkim". Nie ma chłopaka i nie byłam nigdy w poważnym związku, dlatego nie wiem jak płeć przeciwna reaguje na tego typu zmiany na ciele. Liczę jednak na to, że poznam wkrótce tego jedynego, który pokocha mnie za mój charakter i dobre serce a niedoskonałości na moim ciele potraktuje jako symbol tego, że wiele w życiu przeszłam, dzięki czemu jestem silniejsza."

Jeśli doświadczasz podobnego problemu, nie bój się opowiedzieć o tym w komentarzu. Na blogu jest możliwość wystawiania komentarzy anonimowo. Chcesz, aby Twoja historia została zamieszczona na blogu? Napisz do nas ! p.m.bukowskie@gmail.com
Czuję, że jestem gorsza od innych. Opowieść naszej czytelniczki o zaniżonym poczuciu wartości.

Czuję, że jestem gorsza od innych. Opowieść naszej czytelniczki o zaniżonym poczuciu wartości.

Posty z cyklu "opowieści czytelniczek" bardzo Wam się spodobały a temat braku pewności siebie jest tym, o który najczęściej pytacie. Dzisiejszy wpis to bardzo poruszająca opowieść, w której każdy z nas może odnaleźć cząstkę siebie. Niska samoocena to nie tylko negatywne myśli na temat siebie samego, to ogólne rozgoryczenie, złość i żal do świata. Historia Moniki pokazuje jednak, że można z tym wygrać. Jeśli więc czujesz, że temat może dotyczyć także Ciebie, nie ignoruj tego. Uważnie przeczytaj, ucz się na cudzych błędach i wyciągaj wnioski.

-------------------------------------------------------------------------------------------
Monika, 25 lat, pochodzi ze Słupska.

"Uwielbiałam początek roku szkolnego, plecak i piórnik pachną nowością, książki wyglądają jak na półkach w Empiku a nauczyciele i nowe przedmioty wydają się takie intrygujące. Liceum Ogólnokształcące z oddziałem dwujęzycznym wydawało się świetnym wyborem, mogłam dobrze przygotować się do matury i porządnie nauczyć języka. Miałam 16 lat, kiedy moje problemy z samooceną zaczęły mieć realny wpływ na dokonywane wybory. Już w pierwszym tygodniu szkoły uformowały się w klasie pewne grupki liczące po 4-8 osób. Miałam jedną dobrą koleżankę, siedziałyśmy razem w ławce i razem chodziłyśmy do szkoły, ale ona była akceptowana wśród innych, ja niekoniecznie. Do dziś nie mogę zrozumieć, co tak bardzo nie pasowało im we mnie. Byłam drobną blondynką z błękitnymi oczami, ubierałam się normalnie, dużo uśmiechałam, opowiadałam żarty i byłam miła. Nigdy nie miałam większych problemów z nauką, śmiem nawet powiedzieć, że byłam zdolną uczennicą z dużym potencjałem, zwłaszcza z przedmiotów ścisłych. Mimo to klasa mnie nie lubiła a ja za wszelką cenę próbowałam się innym przypodobać. Dwie uczennice traktowały mnie wyjątkowo podle, nigdy się ze mną nie witały, nie siadały obok w czasie przerwy, często mnie obgadywały. Normalny człowiek w takich sytuacjach odpłaciłby się tym samym, czyli ignorancją, ale nie ja. Na siłę szukałam z nimi kontaktu, specjalnie stawałam obok, próbowałam włączyć się do rozmowy, narzucałam się ze swoją pomocą i towarzystwem. Nie rozumiałam na czym polega różnica między nami ale sądziłam, że to inni są lepsi ode mnie, nigdy na odwrót. Wsparcia od rodziców nie było. Tata nie pracował zawodowo z powodu problemów z kręgosłupem, dorabiał udzielając korepetycji z matematyki, mama była managerem w okolicznym hipermarkecie. To od niej po raz pierwszy usłyszałam, przykre słowa, które wywarły duży wpływ na moją psychikę. Gdy rozlałam zupę mówiła, że jestem taką samą ciamajdą jak ona, kiedy dostałam gorszą ocenę motywowała mnie mówiąc, że skończę jak ona jak się nie wezmę do pracy. Z tatą często się kłócili nie przebierając w słowach i nigdy się nie przepraszali za wypowiedziane wyzwiska. Mama dodatkowo nienawidziła swojej pracy, twierdziła ,że szefowa stosuje wobec nich mobbing a klienci są wyjątkowo podli i wszystkie swoje zawodowe rozterki przynosiła do domu. Starałam się poprawić jej humor robiąc ulubioną szarlotkę albo marchewkowe muffiny. Dziękowała choć komentowała, kiedy ciasto wyszło zbyt suche albo niedokładnie posprzątałam piekarnik. Mama była jak pędząca kolejka górska z kolorowymi wagonikami, jej humor potrafił się zmienić kilka razy w ciągu jednego dnia. Kiedy była szczęśliwa, nie można było wyobrazić sobie lepszego rodzica, ale jak tylko się na coś wściekła przestawała nad sobą panować. W liceum zaczęły się również moje nieudane przygody miłosne. W ciągu trzech lat zauroczyłam się w czterech różnych chłopakach, których z perspektywy czasu określam tym samym typem człowieka. Każdy z nich miał niepełną rodzinę, słabe oceny i niezwykłą łatwość w kłamaniu. Moje relacje rozpadały się jedna po drugiej, ostatni związek tuż przed maturą przeżyłam najmocniej, okazało się, że Damian od kilku miesięcy spotyka się z inną, z Klaudią. Usłyszałam wtedy, że ciągle się o wszystko czepiam a moja figura mu się nie podoba bo mam za szerokie biodra. Bolało.

Na studia wyjechałam do Poznania. Studiowałam handel i marketing na Uniwersytecie Ekonomicznym w Poznaniu. Zmieniłam środowisko, wyjechałam z domu i miałam nadzieję, że w końcu coś się zmieni. Przez chwilę było inaczej ale po pewnym czasie dawne schematy ze szkolnych lat wróciły. Wprowadziłam się do wynajętego mieszkania na Jeżycach, w którym prócz mnie mieszkały jeszcze dwie inne studentki. Były dobrymi koleżankami a ja tą obcą. Układały korzystny dla siebie grafik sprzątania, zajęły największą szafę mnie zostawiając niewielką półkę w przedpokoju, nigdy mnie nie częstowały robiąc obiad a ja za każdym razem oferowałam porcję, kiedy coś przyrządzałam. Pamiętam, że mój dzień sprzątania przypadał zawsze w poniedziałek. Wracałam po weekendzie do mieszkania a w zlewie czekała na mnie sterta garów gromadzonych od kilku dni. Buntowałam się i urządzałam awantury, ale kończyło się to tym, że nie odzywały się do mnie przez kolejne tygodnie. Chyba nie ma nic gorszego niż powrót po ciężkim dniu do domu, w którym czujesz się jak wróg i intruz. Po trzech miesiącach przeprowadziłam się, pomimo korzystnej lokalizacji i ceny poprzedniego mieszkania. Od mamy usłyszałam, że jak zwykle nie umiem się dogadać z równieśnikami a ona musi płacić za to, że jestem nielubiana. Byłam coraz mniej odporna na złośliwości, kąśliwe uwagi i stresujące sytuacje. Powoli stawałam się osobą, której nie lubiłam. Chcąc się przypodobać w grupie, roznosiłam sensacje i opowiastki, bo dziewczyny uwielbiały słuchać plotek. Wszyscy obgadywali więc i ja to robiłam, satysfakcjonowało mnie, że mówi się źle także o innych, nie tylko o mnie. Po powrocie z wykładów czytałam newsy na głupich portalach typu Pudelek, zwłaszcza podłe komentarze internautów. Cieszyły mnie wpadki celebrytów i kompromitujące ich zdjęcia. Swoją zazdrość, frustrację i niepowodzenie w życiu tłumaczyłam sobie tym, że inni na pewno mieli lepszy start, bogatych rodziców, znajomości albo poszli do łóżka z kimś wpływowym. Nieznosiła tego, że koleżanki jeżdżą na narty, do spa albo na sushi, nie lubiłam pięknych kobiet o idealnych sylwetkach i zawsze doszukiwałam się w nich jakichś wad, tylko po to żeby poczuć się lepiej ze sobą. Siedziałam w swoim ciasnym studenckim pokoiku z laptopem na kolanach, obładowana stertą książek przepełnionych marketingowymi treściami, które totalnie mnie nie interesowały i nie widziałam dla siebie perspektyw. Nie miałam pojęcia co chcę robić w życiu, jakiej pracy powinnam szukać i czy w ogóle jest coś, w czym jestem dobra. Nie miałam większej pasji, moim marzeniem było bardziej zjedzenie kolacji w dobrej restauracji lub wyjazd do ciepłych krajów niż przewrotna kariera. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że ja, zwykła szara Monika ze Słupska, mogę mieć własną firmę, zarabiać duże pieniądze, rozwijać się. Wydawało mi się, że to jest zarezerwowane dla innych, przecież ja się nie nadaję. Co może czekać studentkę, która nie wyróżnia się niczym szczególnym, studiuje przeciętny kierunek, którego nawet nie lubi, nie ma oszczędności ani zamożnej rodziny a jej najbliższe plany na przyszłość kończą się na zaliczeniu kolokwium i kupieniu biletu miesięcznego ? W niektóre weekendy dorabiałam jako sprzedawca w kawiarni Starbucks, zarabiałam niewiele ale zawsze miałam parę groszy na swoje potrzeby. Często przyglądałam się z zaciekawieniem uczestnikom śniadań biznesowych, którzy w eleganckich pantofelkach żywo dyskutowali na temat rozwoju nowego projektu.  Kobiety nierzadko były niewiele starsze ode mnie. Zazdrościłam im pomysłu na siebie, jakiegoś celu w życiu, zadbanych paznokci i MacBooka. Po trzech latach studiów, czterech przeprowadzkach i setkach wpisów na Pudelku byłam wciąż w tym samym miejscu. Kręciłam się w kółko, wegetowałam i nic w tym dziwnego, bo nigdy nawet nie podjęłam realnych kroków w celu zmiany swojego życia. Nie wiem, na co liczyłam ... tak naprawdę miałam nadzieję, że wyjadę za granicę, do Norwegii czy Szwecji, tam zarobię jakieś dobre pieniądze, może kogoś poznam i jak za dotknięciem magicznej różdżki, wszystko się odmieni.

O skorzystaniu z pomocy psychologa zdecydowałam tuż po obronie. Byłam w fatalnej kondycji psychicznej, moja pewność siebie, samoakceptacja i poczucie wartości pełzały po ziemi, każdego dnia ginąc pod ciężarem własnych porażek. Praca z psychologiem zajęła mi rok. Był to dla mnie najtrudniejszy rok w życiu, w którym musiałam zmierzyć się ze swoimi własnymi demonami, pogodzić się z dzieciństwem i zaakceptować, że nikt inny tylko ja sama jestem winna większości sytuacji. Trafiłam na wyjątkowego psychologa, który uświadomił mi mechanizmy, o jakich nie miałam pojęcia jako nastolatka. W końcu robię rzeczy tylko dla siebie, nikogo nie chcę uszczęśliwiać. Nie studiuję "dla papierka", żeby rodzice byli zadowoleni, nie zagaduję do ludzi tylko po to, żeby mnie lubili, nie zmuszam się do uśmiechu i nieszczerych wyznań. Czuję, że po raz pierwszy w życiu jestem sobą i w końcu wiem jakim człowiekiem chcę być. Umiem zdefiniować siebie z całym wachlarzem swoich słabości i mocnych stron. Od kilku miesięcy gram na giełdzie. Jak to ? Szara Monika ze Słupska? Odważyłam się, sporo na ten temat czytałam, oglądałam filmy, w końcu spróbowałam. Giełda to trudny temat, ale w końcu robię coś co ma sens, coś w czym jestem dobra. I co najważniejsze- nikomu niczego nie zazdroszczę."

Mam nadzieję, że moja historia pomoże choć jednej osobie zastanowić się nad własnym życiem. 
Pozdrawiam,
Monika.
Metamorphia by Enzzo Barrena.
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Poczucie wartości i samoakceptacja przekładają się nie tylko na stosunek Ciebie do siebie samego ale również do innych ludzi. Nikt z nas nie jest z góry skazany na krytyczną samoocenę, jeśli więc czujesz że praca nad sobą jest w stanie pomóc Ci w odnalezieniu szczęścia i spokoju, nie bój się szukać wsparcia. 

Gdzie szukać pomocy? 
Pomocy szukaj w lokalnych gabinetach psychologicznych. Materiały i informacje na temat przykładowych terapii i ceny za wizytę możesz znaleźć na stronach internetowych poniższych placówek:

- PTTPB- Polskie Towarzystwo Terapii Poznawczej i Behavioralnej - niezależne stowarzyszenie naukowe zrzeszające terapeutów pomagających osobom z zaburzeniami psyhicznymi i problemami emocjonalnymi
- Centrum Dobrej Terapii - specjalistyczny ośrodek pomocy psychologicznej, psychoterapeutycznej i psychiatrycznej
- Warszawskie Centrum Psychologiczne
- Dolnośląskie Centrum Psychoterapii


Woda kokosowa, czy warto ją pić?

Woda kokosowa, czy warto ją pić?

Jej cudowny smak i właściwości poznałyśmy stosunkowo niedawno ale już zdążyłyśmy się w niej zakochać. Woda kokosowa! Czym jest, ile kosztuje i dlaczego jest tak popularna? Na te i wiele innych pytań postaramy się odpowiedzieć dzisiejszym wpisem.

Kilka faktów:
1. Woda kokosowa i mleko kokosowe to dwa różne produkty, smakują zupełnie inaczej i mają różny skład, nie należy więc ich mylić.
2. Ma lekko słodkawy smak.
3. Gromadzi się we wnętrzu orzecha kokosowego i jest przezroczystą cieczą pozyskiwaną z jeszcze zielonych kokosów.
3. Smak wody kokosowej różni się w zależności od kraju pochodzenia. Osobiście polecamy wodę z Tajlandii.
4. 500 ml wody kokosowej to koszt w granicach od 6 do 8 zł, można ją znaleźć w większości sklepów spożywczych m.in Żabka, Lidl, Tesco.
5. Skład wody kokosowej jest identyczny jak osocze ludzkiej krwi. Płyn zawarty we wnętrzu orzecha jest idealnie oczyszczony i zasobny w ogrom witamin i minerałów, dzięki czemu w trakcie wojen na Pacyfiku w pierwszej połowie XX wieku żołnierzom przetaczano wodę kokosową.

Dlaczego warto pić wodę kokosową? 
1. Świetnie nawadnia organizm dzięki obecnych w niej elektrolitom. Po intensywnych ćwiczeniach albo w upalny dzień, zamiast po kolorowe napoje pełne chemii, lepiej sięgnąć po wodę kokosową.
2. Ma bardzo mało kalorii, 100 ml to tylko 24 kcal, świetnie więc sprawdzi się dla osób na dietach odchudzających.
3. Zawiera moc potrzebnych witamin jak magnez, potas, wapń, witaminy z grupy B, fosfor.
4. 100 ml wody kokosowej zawiera dwa razy więcej potasu iż dwa banany.
5. Nie zawiera laktozy, glutenu, cholesterolu.
6. Nie zawiera tłuszczu.
7. Idealny napój dla osób w każdym wieku.
8. Zawiera kwas laurynowy, który w organizmie jest przekształcany w monolauryn o właściwościach antybakteryjnych i antywirusowych.
9. Poprawia kondycję skóry, włosów i paznokci.
10. Zawiera bioaktywne enzymy wspomagające metabolizm.

Jeśli nigdy jeszcze nie próbowałeś wody kokosowej to czas najwyższy to zmienić. Albo ją pokochasz i się od niej uzależnisz albo stwierdzisz, że ten specyficzny płyn nie jest dla Ciebie. I pamiętaj, aby zwrócić uwagę na kraj pochodzenia bo od tego będzie zależał jej smak.
Copyright © 2014 siostry bukowskie. , Blogger